Dzień 1. Wreszcie wyjechałem! 22 lipca, Bełchatów. Zarzucam plecak na plecy. Ten dwudziestokilogramowy bagaż będzie wszystkim co mam przez najbliższe dwa miesiące. Idę na wylot, „włączam” standardowy uśmiech autostopowicza i wyciągam kciuk. Czekam cale 15 minut – już nawet zaczynam się nieco denerwować, kiedy wreszcie zatrzymuje się Waleria – urocza, wąsata staruszka.
Ten post został napisany podczas podróży:
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Waleria to kilkudziesięcioletni, kolorowy van, inspirowany Volkswagenem T1, niegdyś popularnym wśród Dzieci Kwiatów. W środku siedzi dwóch Czechow – Michal i Lucas. Uśmiechnięte chłopaki wyraźnie lubiący hipisowskie klimaty. Proponują podwózkę do stolicy, ale szybko okazuje się, ze spędzę z nimi więcej czasu.
– „Dokąd jedziesz” – pyta Michal
– „Do Pekinu.” – odpowiadam
– „Awesomee!!!”
Obiad jemy razem, na stacji benzynowej. Chłopaki gotują, jak sami mówią, „chiński makaron z Czech”. Po obiedzie ruszamy dalej kolorowa Waleria, która ewidentnie rzuca się w oczy innym uczestnikom ruchu. Nie wiedzieć czemu Waleria ma na masce namalowane wąsy.
Wraz z moimi nowymi, czeskimi kolegami szukamy jakiegoś jeziorka, gdzie mozaraby rozbić obóz. Po nieudanych poszukiwaniach decydujemy się zostać w uroczym miejscu na skraju lasu. Rozpalamy ognisko, otwieramy piwo, wyciągamy gitarę i tak, przy dźwiękach czeskiej muzyki, mija mi pierwszy wieczór tej podroży.
Od rana nadal jadę z Michalem i Lucasem, ich hipisowskim mercedesem. W okolicach Augustowa chłopaki skręcają w las, chwile jada, aż w końcu naszym oczom ukazuje się dzikie jezioro. Nie wiem skąd wiedzieli, ze tam trzeba skręcić. Wskakujemy do wody!!
Opuszczamy Polskę i pod litewskim Kaunas zegnam się z Czechami. Wkrótce okazuje się że trochę za daleko pojechałem i jestem na zlej drodze. Koszmar autostopowicza! Na szczęście równie szybko co wpadłem w kłopoty, to z nich wypadam. A właściwie zostaje z nich wyciągnięty przez Litwinkę w średnim wieku. Zatrzymała się na zasadzie „zabiorę cie bo nigdy tu nie złapiesz” – fakt, miejsce miałem kiepskie.
Kolejnych kilka stosów na Litwie rozwiewa mity:
– młode kobiety nie biorą autostopowiczów,
– łysi kierowcy BMW nie biorą autostopowiczów.
Wreszcie dojeżdżam do Łotwy. Kierowca, z którym przekraczam granice, bez przerwy nawija do mnie po rosyjsku. Myślałem ze będę więcej rozumiał – niestety, nie rozumiem prawie nic. Udaje mi się jednak zrozumieć, ze ów kierowca jest nauczycielem ezoteryki i ze ma czarny pas karate. Na szczęście wypuszcza mnie z auta bez problemu. Inaczej bym mu dokopał.
Dzień 3.
Dzień zaczynam od dwugodzinnego łapania stopa. Upal, zero cienia, a wczoraj skończyła mi się woda. Ale zazwyczaj tak jest, ze im dłużej się czeka tym lepszego stopa się łapie. Tak tez jest w tym przypadku – zatrzymuje się Mikolaj, który cala drogę zagaduje na tematy związane z jedzeniem. Gdzie jem, co jem etc. – bardzo go to interesuje. Wreszcie zabiera mnie na łotewski obiad.
Po południu dojeżdżam na granice. Z przekroczeniem granicy nie ma problemow. Łotewska strażniczka rutynowo pyta:
– „narkotyki masz?”
– „niet!”
– „bron?”
– „adin Kalasznikov” – odpowiadam widząc, ze strażniczka sama śmieje się ze swoich pytań.
Łapię z napisem „Moskva”. Wkrótce zatrzymuje się Sasza. Z początku nie wydaje się być zbyt sympatyczny. Kto by pomyślał, ze dziś wieczorem wyląduję z nim w jednym łóżku…
Jedziemy prawie 10 godzin rozmawiając bez przerwy. Sasza bowiem za język polski. W pewnym momencie widzę ze mój kierowca przysypia! W panice szukam w głowie tematów do rozmowy, żeby go rozbudzić. Wchodzimy na temat polityki i Sasza aż zanadto się rozbudza.
Dojeżdżamy do Moskwy, ale jest trzecia rano. Sasza nie pozwala mi spać w namiocie i zaprasza mnie do mieszkania swojego dziadka, w którym sam spędzi noc przed dalsza podróż do Nowogradu. Jego dziadek początkowo nie jest zbyt zadowolony z Polaka pod jego dachem.
– „Wy nie lubicie Ruskich!”
– „Człowiek to człowiek” – odpowiadam – „ja lubię”
Od tej pory starszy pan jest znacznie milszy i nawet częstuje kotletem, a z braku tematów do rozmowy tłumaczy mi sposób na mnożenie ułamków – wszak to emerytowany inżynier. O 3:30 idę spać w pokoju gościnnym, na wielkim łózko z Sasza.
Jestem w Moskwie!!
więcej zdjęć prosimy! 🙂
Zastanawia mnie dlaczego tą staruszkę van nazwałeś wąsatą? Zdjęcie nie wyjaśnia zagadki 😉
Fakt, na zdjeciu nie widac, ale Waleria miala wasy na masce 😉
Super sprawa, powodzenia 😀
witam, mam pytanko, czy podróżując przez terytorium Rosji musiałeś załatwiać coś z wizą?
Kuba chyba nie zauważył pytania, powiem więc za niego, że wiza jest konieczna i Kuba ją ma (załatwiał przez pośrednika).
Dokladnie tak 😉
Brawo Kuba!
Szerokości i gratulacje za odwagę. Powodzenia w każdym dniu podróży!