Poranek jak każdego dnia – leniwa pobudka, dobudzanie Saszy, który jeszcze nigdy nie wstał pierwszy, składanie namiotu. Potem śniadanie- dziś serwujemy przedwczorajszy chleb z serkiem topionym i zieloną herbatę (uwielbiam swój nowy palnik!). Na deser „arachidki”, czyli rosyjskie orzeszki ziemne. Plecaki na plecy i w drogę! Dzisiejszy cel – autostopem do Nowosybirska!
Dziesięć minut łapania i zatrzymuje się duża Toyota. Jak się okazuje, jedzie do Nowosybirska! Ponad sześćset kilometrów! Biorąc pod uwagę stan tutejszych dróg, oznacza to, że spędzimy w niej cały dzisiejszy dzień.
Kierowcą jest sympatyczny Michaił. Sasza rozmawia z nim większość czasu, a ja tylko czasem wtrącam coś swoim ubogim rosyjskim. W międzyczasie zatrzymujemy się w zajeździe na obiad. Jem zupę – nie wiem jak się nazywa, nie wiem z czego jest, ale wiem, że jest bardzo smaczna i w miarę tania.
Na jednym z postojów Sasza pyta:
– „Panimajesz słowo <<pisac>>?”
– „<<Pisać?>> paniemaje! Tak jak w Polszy”
– „To ja ide pisac” – odpowiada Sasza po czym idzie sikać…
Po drodze wyciągam swojego ukochanego tableta i na Couchsurfingu wyszukuję użytkowników z Nowosybirska, niespecjalnie wierząc, że uda mi się coś znaleźć. O dziwo, dość szybko odpisuje mi Anna i serdecznie zaprasza do siebie.
Okazuje się, że jesteśmy jej pierwszymi gośćmi z Couchsurfingu bo dopiero wczoraj założyła konto. Wieczór spędzamy na rozmowach, choć te nie za bardzo się kleją. Ani Anna, ani jej chłopak nie są zbyt wygadani. Aby nie zapadła niezręczna cisza cały czas gadam ja, a że do gadatliwych nie należę to nieco mnie to męczy. Wreszcie idziemy spać, a ja łączę się z internetem i piszę tego posta. U nas jest już prawie pierwsza w nocy, więc dobranoc!
Szerokiej drogi!!!!!! i pisz!
Świetne przygody każdego dnia. Aż chce się pakować plecak i wyruszyć w drogę. Za tydzień śmigam na kontrolkę do ortopedy, więc Gruzja tak jakby się zbliżała 🙂
A propos palnika. Nie pamiętam czy już tobie o tym pisałam czy ale fajnie byłoby abyś zrobił artykuł odnośnie swojego sprzętu do podróżowania jaki masz plecak, namiot, śpiwór, palnik, itp. Na pewno będzie to przydatne osobą zaczynającym z podróżowaniem a nawet dla tych bardziej doświadczonych może być pomocne. Pamiętam jak wyjechałam na swoją pierwszą dalszą wyprawę z dość dużą latarką ręczną dopiero podczas niej dowiedziałam się, że istnieją latarki czołowe. Ostatnio szukam właśnie palnika i z chęcią bym się dowiedziała jaki to palnik tak zachwalasz. Tymczasem powodzenia w obecnej podróży, dotrzyj do celu i wróć bezpiecznie i w terminie jaki sobie wyznaczyłeś.
Dobry pomysl, pomysle nad tym jak wroce 😉 a palnik to pocketrocket. Kosztowal 120zl, jest lekki, mocny, a pol litra wody gotuje w 3 min 😉 polecam!
A tak podczas moich poszukiwań trafiłam na ten model. I faktycznie dużo osób sobie ten palnik zachwala. Ostatnio skłaniałam się w stronę palnika marki kovea z wbudowaną zapalarką piezo.
Nie kieruj sie wbudowana zapalarka. Wiesz co ja zrobilem? Na poboczu znalazlem stara zapalniczke elektryczna i wyciagnalem z niej taki psztyczek, ktory robi iskre elektryczna. Woze go w opakowaniu z palnikiem – zapala gaz rewelacyjnie 🙂