Dzień 1. Wreszcie wyjechałem! 22 lipca, Bełchatów. Zarzucam plecak na plecy. Ten dwudziestokilogramowy bagaż będzie wszystkim co mam przez najbliższe dwa miesiące. Idę na wylot, „włączam” standardowy uśmiech autostopowicza i wyciągam kciuk. Czekam cale 15 minut – już nawet zaczynam się nieco denerwować, kiedy wreszcie zatrzymuje się Waleria – urocza, wąsata staruszka.