Całą noc śnią mi się kontrole straży granicznej, więzienie i strzelaniny – mocno denerwuję się, że mogę mieć problemy. Rozbiłem namiot kilkadziesiąt metrów od przejścia granicznego, mając wyraźny zakaz od straży granicznej. Wstaję więc o świcie i szybko zbieram mój domek. Pierwsi strażnicy pojawiają się dopiero o siódmej, kiedy ze spakowanym już plecakiem, jem spokojnie śniadanie. Dziś wjadę autostopem do Chin!
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Dzień 40.
Wymieniam całą mongolską walutę na chińską. Najprawdopodobniej po kursie „turysty idioty”. Jestem pewien, że straciłem na tej wymianie kilka złotych, ale nie chce mi się kłócić i dochodzić sprawiedliwości.
Przekroczyć granicy nie można na piechotę. Trzeba wziąć taksówkę, lub autobus. Domyślam się, że druga opcja jest tańsza, więc wybieram właśnie ją. Wsiadam do autobusu i okazuje się, że nie można płacić chińskimi yuanami, a mongolskich tugrików już nie mam. Krzyczę więc do kierowcy, żeby się zatrzymał. „I will pay, my friend” – mówi młody, elegancki Mongoł, podnosząc się z tylnego fotela. Zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że jedzie on do Chin w interesach. Aamga, bo tak ma na imię, jest chyba pierwszym Mongołem, który pojmuje, że jeżdżę stopem. Mało tego, sam czytuje bloga mongolskiego podróżnika, który jedzie dookoła świata właśnie autostopem.
Przekraczamy granicę wspólnie. Aamga sporo mi pomaga, a po przejściu na drugą stronę płaci za taksówkę do miasta. Kiedy chcę mu oddać połowę mówi: „przecież jesteś autostopowiczem – nie płacisz”.
Jakby tego było mało, Aamga proponuje, żebym zatrzymał się w jego pokoju hotelowym. „Po co ma się marnować jedno łóżko”. Następnie, mój nowy znajomy idzie na spotkanie, a ja na spacer po przygranicznym mieście Erenhot.
Niesamowite, że po przekroczeniu granicy – umownej linii wyznaczonej przez człowieka – tak bardzo wszystko potrafi się zmienić. Jadąc przez pustynię do Zamiin Uud – mongolskiej granicy – miałem wrażenie, że jadę na koniec świata. Tak tez wyglądało samo miasto – brudne, zaniedbane, wręcz „slumsowate”. Tymczasem kilkaset metrów dalej, po chińskiej stronie znajduje się zupełnie inny świat. Wysokie budynki, szerokie ulice, sklepy, parki i mnóstwo zieleni, która tam wyparta była przez wszechobecny piach.
Przyzwyczaiłem się już, że w Mongolii byłem swego rodzaju atrakcją. Ludzie mi machali, dzieci zagadywały, krótkim „hi!”. To, co jednak dzieje się w chinach, to zupełne szaleństwo! Tutaj jestem atrakcją, na miarę szympansa w zoo. Gdybym brał pieniądze za oglądanie mnie, albo robienie ze mną zdjęcia, zarobiłbym majątek! Ludzie gapią się na mnie z takim zdziwieniem, że mam wrażenie, że jestem pierwszym białym w tym mieście. Pierwszy raz spotykam się z sytuacją, że miejscowi robią zdjęcia mi, a nie na odwrót.
Wchodzę do jednego z supermarketów, aby rozejrzeć się po sklepowych półkach. To co szczególnie przykuwa moją uwagę, to zapakowane kurze łapki… pomiędzy słodyczami. Może, jak miną moje żołądkowe problemy, to się skuszę.
Wreszcie ląduję w hotelu, gdzie umówiłem się z Aamgą. Jak się okazuje, jego biznesowy partner zaprosił go do swojego domu. „A więc z noclegu nici” – myślę nieco zasmucony. Ale nie – znajomy Aamgi zapłaci za mój nocleg. Tłumaczę, że nie ma takiej potrzeby, ale w odpowiedzi słyszę jedynie „no problem”. Potem dostaję jeszcze chińską wódkę na moje żołądkowe problemy, oraz zaproszenie na śniadanie. Tak oto rozpocząłem swój pobyt w Chinach – po królewsku!
Ty to jesteś farciarz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
jesteś moim guru podróżowania! powodzenia dalej!
Czytam z zaciekawieniem (od deski do deski).
Pozdrawiam ze Stalówki 🙂
Po pierwsze – umył byś se nogi, zanim wpakujesz się do takiego porządnego wyrka!!!
(… cicho! wiem, że to opalone 😉 )
Po drugie – co robi ta pani na czwartym od góry zdjęciu? Wygląda, jakby jakby w „budzie” na kółkach (motocykl?) robiła jajka sadzone…
A na następnym zdjęciu chyba dentysta-sadysta w akcji, prawda? Tak na ulicy! coś takiego…
Jola! Ty to jesteś udana! A nie widzisz, że to opalenizna między paskami sandałów? ślóński górol beskidzki – ale s kickóm – Zeflik
górol, przeczytaj jeszcze raz! W nawiasach też trzeba czytać 😉
Wtedy rozumie się żart!
A tak, to wcinasz się w nasze rodzinne pogaduszki, jakbyś poczucia humoru nie miał!
Widzę, że stałeś się moim fanem 😉
I bardzo mnie cieszy, że tyle godzin poświęcasz na czytanie bloga Kuby!
Kurze łapki??? Czy ,to jakieś chińskie czipsy???
Lubie Twoje dodatkowe przemyślenia i uwagi jak to, że Mongolii specjalnie dla Ciebie położyli asfalt na drodze do granicy z Chinami czy też kurs „turysta idiota”. Ogólnie to świetnie Ci pisanie wychodzi. Niby piszesz mało tak że szybko się czyta ale informacji potrafisz zawrzeć dużo.
A jak tam podeszła Ci chiska wóda? 😉
Jak nie lubię wódki, tak ta chińska była całkiem niezła 😉
Zastanowię się, jak się dostajesz do Chin przez Rosję? I trzeba mieć wizę ?
Trzeba. Zarówno do Chin jak i do Rosji. Do Mongolii nie trzeba