Takich atrakcji w Chinach to się nie spodziewałem. Dziś przeprowadzałem lekcję angielskiego z chińskim dzieckiem, w chińskiej szkole językowej. W dodatku otrzymałem propozycję pracy, za całkiem niezłe pieniądze. Kto wie, może po studiach zamieszkam w Chinach? Ale po kolei…
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Wstaję rano, w swym ekskluzywnym pokoju hotelowym i wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Z samego rana przyjeżdża Ajmar ze swoim chińskim przyjacielem i zabierają mnie na śniadanie. Zamawiają mi coś w rodzaju rosołu z dużą ilością makaronu. Bardzo smaczne! Ale jedzenie tego pałeczkami nie jest łatwe. Opróżnienie miski zajmuje mi dwa razy więcej czasu niż moim towarzyszom.
Nowi znajomi odwożą mnie na wylot, twierdząc, że nie uda mi się złapać stopa – „W Chinach to niemożliwe„. Tymczasem ja jestem pewien, że nie będę stał na poboczu dłużej niż dziesięć minut. Widząc zainteresowanie miejscowych moją osobą, wiem, że zatrzyma mi się co drugi kierowca, ciekaw co ten biały robi na poboczu.
Nie mylę się. Po pięciu minutach jadę z sympatycznym Chińczykiem. Niestety w milczeniu, bo nie mamy wspólnego języka. Dojeżdżamy razem do oddalonego o sto kilometrów miasta, gdzie zaczynam marsz w stronę wylotu na Pekin.
Nagle podbiega do mnie elegancki Chińczyk i zaczyna rozmowę biegłym angielskim. Okazuje się, że jest właścicielem tutejszej szkoły językowej i właśnie szuka nauczycieli. Wkrótce zaprasza mnie na obiad, gdyż w Chinach interesy załatwia się przy jedzeniu.
Idziemy chyba ze dwadzieścia minut i mam wrażenie, że chodzimy bardzo naokoło. Z resztą przez cały dzień przejdziemy, co najmniej, kilka kilometrów. Dopiero później pojmuję dlaczego – pokazanie się na ulicy z białym to niezła reklama dla właściciela szkoły językowej. Chodzi więc ze mną po wszystkich zakamarkach, pokazując tutejszej społeczności, że ma zagranicznych nauczycieli.
Po obiedzie Luis, bo tak brzmi jego angielskie imię, proponuje mi odbycie jednej lekcji z jego uczniem. Nie bardzo sobie to wyobrażam, ale w sumie, czemu nie? Przez dwie godziny przerabiamy kolory i nazwy zwierząt z chińskim uczniem, po czym Luis proponuje mi pracę. Hotel, wyżywienie, lot, oraz całkiem niezłą pensję, jeżeli zdecyduję się przylecieć tu w następne wakacje. Będę musiał poważnie przemyśleć tę ofertę.
Chłopcu chyba spodobała się lekcja, bo jego rodzice zapraszają mnie na kolację. Jedziemy więc do całkiem ekskluzywnej restauracji, gdzie w oddzielnej sali czeka już zastawiony dla nas stół. Od zwyczajnej wołowiny czy makaronu, przez różnego rodzaju grzyby i liście, aż po bliżej nieokreślone obślizłe gluty. Mimo kiepskiego wyglądu, smakują jednak całkiem nieźle. Przez cały wieczór jemy, rozmawiamy, śpiewamy i wznosimy toasty.
Bardzo śmieszą mnie chińskie zwyczaje. Niekulturalnie jest zostawić pałeczki na talerz nierównolegle względem siebie, ale bekanie, siorbanie czy wyrzucanie peta na podłogę w porządnym lokalu jest jak najbardziej na miejscu.
Wreszcie pakujemy się do auta i jedziemy w stronę hotelu, w którym Luis wykupił mi pokój. Przejeżdżamy jednak obok – jak się okazuje to jeszcze nie koniec wieczoru. Trafiamy do małej knajpki, gdzie pijemy piwo, rozmawiamy, oraz śpiewamy karaoke. Oj, niezwykły to jest wieczór!
O dwudziestej trzeciej ląduję w swoim pokoju. Wczoraj myślałem sobie, że mam szczęście. Dzisiaj myślę: „Rydkodym! Ale jaja!”.
Wow, dopiero dowiedzialam sie o Twoim blogu! Powodzenia!
Ale jaja!:)
Oj, Kuba! Ale jaja 😉
Załatwiaj se robote, jak dobrze płacą 😉 Będę miała bazę w Chinach, jakby co 🙂
Pamiętaj, że talent pedagogiczny wyssałeś z mlekiem matki, ha ha!
Jak nazywa się miejscowość, w której jesteś (w której to było)?
😀
Sonid Yougi czy jakos tak 😉
Haha, no jaja jak berety! 🙂 Aż strach pomyśleć co się jeszcze wydarzy w tych Chinach 😀
Jak czytałam książkę o Chinach, to tam podobno normalne jest plucie na posadzkę, ale nie wiem, czy to nadal robią hehe :))
Widzę, że na kolacji każdy je ze swojego gara 🙂
Jakbym czytała kryminał,nie do uwierzenia,co będzie dale…chińska coca-cola???
Z koleżanką planujemy wybrać się właśnie do Chin autostopem w przyszłym roku. Twoja wyprawa baaardzo nam pomoże, zwłaszcza, że nawet nie byłysmy pewne jaką trasę wybrac, a skoro Tobie idzie tak dobrze na tej, to chyba najlepszy wybór 😉 Byłam troche przerazona stopowaniem we wschodnich krajach, ale po tym co tu opisujesz nabrałam odwagi! Zycze powodzenia, napewno bede codziennie tu zagladac!
Powodzenia! Fantastyczna przygoda 😉
śledzę podróż od samego początku, i dzisiaj naprawdę mogę powiedzieć, ale jaja! Niesamowite to wszystko!
Wspaniała przygoda życia i jeszcze interesy ubija , masz chłopie talent. Powodzenia życzę.
Kuba!Fakt że wyglądasz egzotycznie z tą bródką.Ale będziesz miał wspomnienia,super!Bona K.
Jakieś ze 2 miesiące temu przyjmowałem w pracy Chińczyka w delegacji. Pora obiadu -> stołówka.
Zupa + drugie danie.
Chińczyk zaczyna od drugiego, które co jakiś czas przepija zupą. Ale jak przepija?
Miska z zupą stoi na stoliku a on co chwilę nurkuje w tej misce i sssssssssssiiiiiiiiiiiiiiiiiiiuuuuuuuuuuupppppppppppppp siorbie że słychać na całą stołówkę…
Cóż, u nich się łyżek nie używa i takie mają zwyczaje…
No tak tu jedza ;D siorbanie jest mile widziane. Choć spotkalem sie tu z jedzeniem taka krotka lyzką, ale fakt, ze wiekszosc pije z michy.
Kuba, brakuje litery „Q” w alfabecie:-P
Właśnie wiem 😀 Taki ze mnie nauczyciel angielskiego 😉
Ale jaja z tym Luisem i angielskim proszę jechać na 2 miesiące i napisać super wspomnienia na blogu ma pan szczęście gratuluje i jeśli można troszkę zazdroszcze porosze kliknć w gogle jacekgrzybałabieszczady to ja 50 lat temu dziękuje