Mój czas w Mongolii dobiega końca. Czas na podsumowania, refleksje i rady dla tych, którzy zamierzają odwiedzić kraj zielonych gór, koni i jurt. Czy warto? Czy Mongołowie rzeczywiście są tacy gościnni? No i czy autostop w Mongolii faktycznie jest niemożliwy?
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Dzień 37.
Z samego rana zbieram namiot i pakuję się do znanego z poprzednich dni kampera, niemieckiej rodzinki. Jedziemy do Ułan Bator – miasta brudnego, głośnego i zatłoczonego. Czy UB to wizytówka kraju? Czy może wyjątek, niepasujący do całości. Zdecydowanie to drugie – jest jak pryszcz na zdrowym ciele Mongolii.
Cały dzień mija mi na leniwym załatwianiu spraw bieżących, głównie wysyłaniu pocztówek. Wieczorem zaś jadę do mieszkania Bata – Mongoła, który wychował się w Polsce. Dostałem do jego maila od poznanego w Ułan Ude, Piotra.
Jak się okazuje Bat mówi po polsku jak Polak. Wieczorem wypijamy kilka piw i wypytuję go o setki rzeczy związanych z jego krajem. Zastanawiamy się też, które dziewczyny są ładniejsze – te z kraju nad Wisłą, czy te z kraju nad Selengą. Tu jesteśmy zgodni – obaj twierdzimy, że te pierwsze.
Dzień 38.
Kolejny dzień to monotonne wydostawanie się z miasta. Nie jest łatwo. Znów idę na piechotę przez obskurne, przemysłowe dzielnice – nie lubię tego! To kawałek podjadę autobusem, to podejdę pieszo. Tak mija kilka godzin.
Idę po poboczu i nagle za sobą słyszę klakson ciężarówki. Tu każdy bez przerwy trąbi, więc specjalnie mnie to nie rusza. Wreszcie odwracam głowę i macham kierowcy, bo widzę, że trąbi na mnie. Przyzwyczaiłem się już, że Mongołowie zwracają na mnie uwagę. Biały w ich kraju to wciąż pewna atrakcja. Często spotykam się z wyrazami sympatii, jak machanie, uśmiechanie czy właśnie trąbienie.
Ciężarówka się zatrzymuje, to wsiadam. Co się okazuje? Panowie jadą do Zamiin-Uud! Granicy z Chinami! To oznacza, że etap, któregy miał być trudny, pokonam łatwiej niż wszystkie inne.
I pomyśleć, że w przewodniki twierdzą, że stop w Mongolii jest niemożliwy. Fakt, wiele osób chce pieniądze za podwózkę, ale informuje o tym zanim się wsiądzie. Po zobaczeniu mojej karteczki z napisem „nie mam pieniędzy” w języku mongolskim, zazwyczaj odjeżdżali W miastach natomiast, łapanie stopa funkcjonuje jak taksówka. Wiele osób macha ręką, nawet w centrum. Każdy kierowca, który akurat ma czas, może sobie wtedy dorobić jako taksówkarz.
Mimo wszystko, z jeżdżeniem stopem po Mongolii nie ma problemów. Muszą być jednak spełnione dwa warunki:
1. Musi coś jechać. A o to nie łatwo w tym kraju. Często ruch ogranicza się do jednego samochodu na dwadzieścia minut i mam tu na myśli krajowe drogi.
2. Musi być droga. Jeżeli nie ma położonego asfaltu kierowcy „wyjeżdżają” co najmniej kilkanaście równoległych dróg, w sporych odległościach. To, w połączeniu ze znikomym ruchem sprawia, że przez cały dzień może nie minąć nas żadne auto. Im dalej od stolicy, tym asfaltu jest mniej, a jazda stopem w bardziej odludne rejony może okazać się bardzo długotrwała.
Mongolski autostop ma swoje wady. Po pierwsze, stan dróg nie pozwala na rozwinięcie średniej prędkości wyższej niż pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. To jednak nic takiego, bo przecież autostopowiczowi się nie spieszy. Znacznie bardziej przeszkadza mi to, że nie mogę porozmawiać z kierowcami. Mongołowie, poza stolicą, nie mówią po angielsku. Czasem rozumieją nieco rosyjski. Zdecydowaną większość trasy pokonuję jednak w milczeniu, a ja tak nie lubię. Rozmowa z kierowcą, to dla mnie bardzo istotna część autostopowej podróży.
Alternatywa? Pociągi są tanie, ale linii jest niewiele. Mikrobusy dojeżdżają do wszystkich stolic ajmaków (województw), ale na prowincję nas nie zabiorą. Poza tym, są bardzo drogie. Paliwo w Mongolii jest dwa razy tańsze niż w europie, a ceny przewozu za kilometr – dwa razy wyższe. W dodatku w dwa razy gorszych warunkach. Najlepszym sposobem wydaje się więc wynajęcie auta, ale to nie na moją kieszeń.
Wracając do ciężarówki, którą jadę, dopiero na postoju zobaczyłem co wiezie. Otóż na naczepie znajduje się taka sama ciężarówka, w dodatku z naczepą. Wygląda to imponująco.
Niestety pojazd bez przerwy szwankuje. Kierowcy robią milion postojów i starają się opanowywać kolejne wycieki oleju i płynu chłodniczego. Jedziemy tak całą noc. Zasypiam na tylnym łóżku w kabinie, ze świadomością, że jutro dojadę do granicy z Chinami!
Ale masz już długą brodę 🙂
dziękuję za kartkę!! 🙂
Czy Bat bywa jeszcze w Polsce? Ma tu rodzinę?
Świetnie to ostatnie zdjęcie!
Sałatka z czerwonej kapustki – smacznego! 😀
o budynek jak nasz krakowski szkieletor!
Przybyło Ci ze 20 lat!
Hej, mam jedno pytanie: kiedy nocujesz np. w namiocie itp., w sensie w takim miejscu w którym nie ma.. prysznica, to gdzie się myjesz?W sensie kiedy jest kilka takich „trudnych dni”.
ps. To pytanie NIE JEST złośliwe, po prostu pytam z ciekawości, jak to wygląda 🙂
No jak nie ma prysznica to się nie myję 😉 Ale wtedy szukam alternatywy – łazienka na stacji benzynowej, czy w supermarkecie, rzeka, jezioro, czy inne ogólnodostępne źródło wody. W praktyce wychodzi tak, że myję się średnio raz na dwa dni. Rekord, to trzy dni niemycia. Ale kierowcy mnie nie wysadzali ze swoich aut, więc chyba nie było tak źle 😉