Rozsuwam zamek namiotu i moim oczom ukazuje się błękitna tafla jeziora Caagam Nuur. Za nim zielone góry, na których pasą się stada jaków, gdzieś w tle wulkan, który utworzył ten piękny rezerwat, a wszędzie, gdzie nie spojrzeć, porozrzucane małe, białe jurty. Zostaję tu na cały dzień!
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Dzień 34
I tak właśnie mija mi dzień trzydziesty czwarty. Siedzę, podziwiam widoki, czytam, robię zdjęcia. W południe składam namiot i ruszam drogą wzdłuż jeziora. Bez przerwy robię jednak przystanki. Każdy półwysep odkrywa przede mną kolejne niezwykłe krajobrazy, którymi muszę się na spokojnie nacieszyć.
Wczoraj skończył mi się gaz, a jedzenie, które mam ze sobą wymaga zagrzania wody. Najbliższy sklep znajduje się dwadzieścia kilometrów dalej, więc jedyne co mi pozostaje, to rozpalać ognisko za każdym razem gdy zgłodnieję. Nie jest to łatwe, bo w okolicy w ogólnie nie ma drzew. Korzystam więc ze sposobu sprawdzonego przez tubylców – palę łajno jaka, które jest porównywalnie energetyczne z węglem drzewnym.
Dzisiejszy dzień bardzo przypomina mi czas spędzony nad Bajkałem – namiot przy jeziorze, ognisko i całkowity relaks. Czyż może być coś piękniejszego?
Bardzo chcę spędzić noc w jurcie, a że właśnie trafiłem na małe jurtowisko, postanawiam skorzystać z okazji. Gospodarz właśnie napalił w piecu i zapowiada się bardzo przyjemna noc.
Dzień 35.
Noc wcale nie była tak przyjemna. Kiedy drewno w piecu wygasło, zrobiło się okrutnie zimno. W dodatku niedomykające się drzwi mojej jurty robiły straszny przeciąg. Wreszcie nastał ranek, więc idę na plażę rozpalić ognisko, po czym wskakuję do lodowatej wody. Kiedyś wreszcie trzeba się umyć.
Idę sobie wzdłuż jeziora, kiedy nagle zatrzymuje się obok mnie mały Mongoł na motorze i oferuje podwózkę. Autostopem na motorze? Jasne!
Następny stop pobija moje wszelkie rekordy podróżniczych niewygód. Otóż, zatrzymuje mi się pięcioosobowe auto, a w nim… osiem osób. Co prawda cztery z nich to bardzo małe osoby, ale mimo wszystko, wpakowanie się tam z moim ogromnym plecakiem nie należy do najłatwiejszych.
Po południu idę przegryźć coś w przydrożnym barze. Kupuję całkiem smaczne pierożki z baraniną. Niestety chyba niezbyt świeże, co okaże się dziś wieczorem.
Łapię dalej. Na horyzoncie widzę sporych rozmiarów ciężarówkę. Wygląda na wojskową. Podjeżdża bliżej. Niemieckie numery. Niemieckie wojsko? W Mongolii? Okazuje się, że to terenowy kamper, na podwoziu wojskowej ciężarówki, a w nim kolejna szalona rodzinka – Niemiec i Brazylijka z dzieckiem, którzy od roku podróżują po Mongolii.
Okazuje się, że jadą do Ułan Bator, ale w międzyczasie zatrzymają się na nocleg. Mi to odpowiada!
Stajemy na malowniczym wzgórzu i rozbijamy obóz. Po krótkich rozmowach idę do namiotu, ale nie czuję się najlepiej. Właściwie to czuję się bardzo źle. Mojemu organizmowi nie spodobała się kolejna porcja mongolskiej baraniny. Na szczęście bardzo gwałtownie się jej pozbywa i od razu czuję się lepiej!
Dzień 36
Jedziemy dalej z niemiecko-brazylisjką rodzinką. Jedziemy tak cały dzień i jest bardzo nudno. W dodatku dość niewygodnie, bo jest nas czwórka, a siedzenia są jedynie trzy. Mówiłem im kilkakrotnie, że nie chcę im robić problemu, że złapię inny samochód, żeby nie musieli się męczyć siedząc we dwójkę na jednym siedzeniu. Oni jednak uprali się, że mam jechać z nimi do Ułan Bator. No to jadę, ale ciężko to znoszę, bo widzę, jak się męczą.
Po drodze mijamy kampera na francuskich numerach. Okazuje się, że kierowca mówi po polsku, gdyż jego dziadek był Polakiem. Rozmawiam więc sobie z Francuzem, tłumaczę na angielski Niemcowi, a ten tłumaczy wszystko na niemiecki Bazylijce. Taka międzynarodowa rozmowa.
Ostatecznie dojeżdżamy na przedmieścia stolicy, gdzie rozbijamy obóz na kolejnej malowniczej polanie. Jutro rano zaś, wjeżdżamy do obskórnego Ułan Bator.
Sam spałeś w tej jurcie? Nie było zapasu drewna, cy cós ;-), żeby dorzucić w nocy?
I co przedstawia przedostatnie zdjęcie? Wygłupy w piachu ojca z synem, czy to coś innego?
” Mojemu organizmowi nie spodobała się kolejna porcja mongolskiej baraniny. Na szczęście bardzo gwałtownie się jej pozbywa i od razu czuję się lepiej!” – pięknie napisane! ha ha.
Spałem sam, drewno było, ale nie chciało mi się tyle razy wstawać w nocy. Wylałem się skulić i przetrzymać. Raz w nocy wstałem i sobie napaliłem 😉
A przedostatnie zdjecie – tak, to sturliwanie sie Niemca – mojego kierowcy – z wydmy (znanej z relacji sprzed kilku dni) przy której się zatrzymaliśmy 😉
piękne treny, nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia
Strasznie jesteś wielki przy tej jurcie! Z wielką pokorą musiałeś do niej wchodzić, ha ha 🙂
Tereny piękne, ale przede wszystkim bardzo egzotyczne – głównie przez te jurty. Wygląda, że niemal trudno bez nich zdjęcie krajobrazu zrobić. Wszędzie są. Nie sądziłam, że są tak powszechne.
I bardzo fajne zdjęcia ludzi!