Konsulat Iranu w tureckim Trabzonie, znany jest w środowisku podróżniczym jako magiczny. Podczas gdy w Warszawie irańską wizę wyrabia się długo, drogo i według skomplikowanych procedur, w Trabzonie dostawało się ją łatwo, tanio i niemal od ręki. Niestety – dobre czasy się skończyły. Niestety, dowiedzieliśmy się o tym nieco za późno…
Przed wyjazdem nawet mi nie przyszło do głowy, żeby sprawdzać procedury wyrabiania wiz w Trabzonie. Tylu znajomych już opowiadało mi o tym magicznym konsulacie, że w ogóle się tym nie przejmowałem. Na szczęście Piotrek przeszukał internety i trzy dni przed wyjazdem, okazało się, że z Trabzonie robią problemy.
Ponoć potrzebujemy jakieś kody. Wpłaciliśmy więc pieniądze firmie, która się tym zajmuje i po dziesięciu dniach mieliśmy je dostać…
Dzień 15.
Mija już trzeci tydzień od zamówienia kodów, a w skrzynce odbiorczej wciąż pusto. Budzę się w mieszkaniu Buraka, nadal odpoczywając po skręceniu kostki. Sprawdzam pocztę. Jest!! Mamy kody! Możemy jechać do Trabzonu!
Zbieramy się, piszemy kartkę pożegnalną do Buraka, który aktualnie jest w pracy. Rozgrywamy jeszcze partię Backgammona o mistrzostwo Turcji i idziemy na wylot.
Łapanie stopa z nogą w gipsie jest tak samo łatwe jak bez niego. W końcu to Turcja. Tu nigdy długo się nie łapie.
Jeden ze złapanych kierowców, wiezie nas drogą, na której jesteśmy jedynymi uczestnikami ruchu. Przez godzinę nie przejeżdża absolutnie nic. Na szczęście, w końcu docieramy do głównej drogi i szybko łapiemy ciężarówkę. Kierowca jedzie ponad sto pięćdziesiąt kilometrów. Dużo, ale problem w tym, że teren jest bardzo górzysty, a on pod górę jedzie z prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę. Z górki z resztą też nie szybciej bo nie chce zatrzeć hamulców.
Ostatecznie wieczorem lądujemy dwieście kilometrów od Trabzonu. Ale łapiemy dalej, aż do drugiej w nocy. Wciąż mamy jednak sto kilometrów do celu.
Dzień 16.
Zbieramy namiot, idziemy na pobocze i łapiemy stopa. Zatrzymuje się mały busik.
– Trabzon?
– Trabzon. – odpowiada kierowca.
– Guzel! (tur. pięknie)
Okolica jest piękna, bo przebijamy się przez jakieś pasmo górskie. Wreszcie lądujemy w Trabzonie. Wysiadamy, a kierowca chce od nas pieniądze. Wczoraj też nam się to zdarzyło. Dziwny jest ten rejon Turcji. W całej reszcie kraju było oczywiste, że nie zapłacimy, a czasem nawet sami kierowcy chcieli nam dawać pieniądze.
Kierowca dość szybko odpuszcza i odjeżdża. My natomiast idziemy w stronę irańskiego konsulatu. Piotrek nieco szybciej, ja natomiast powolutku kuśtykam do celu.
Po drodze jestem zaczepiany przez masę Turków. W dwóch miejscach zostaję nawet zaproszony na herbatę.
Docieram do ambasady, ale niestety nic już dziś nie załatwimy. Pech chce, że jest piątek, więc musimy wrócić tu po weekendzie.
Chodzimy nieco po mieście, idziemy nad morze, zwiedzamy i szukamy darmowego internetu. Wieczorem siadamy przy ruchliwym deptaku, wyciągam harmonijkę i gram. Udaje się zarobić na kilka posiłków.
Namiot rozbijamy przy samym wybrzeżu. Zasypiam od razu. Jestem potwornie zmęczony psychicznie i fizycznie. Chodzenie z nogą w gipsie jest uciążliwe, a świadomość, że spowalniam i ograniczam naszą podróż, jeszcze bardziej mnie męczy. Ale jeszcze tylko kilka dni i będę mógł go zdjąć!
Cześć!!
CZekam na wpis odnośnie dostania wizy, ile zapłaciliście za kody? przez jaką stronę?
Wpisu jeszcze nie ma. Zamawialiśmy na key2persia i płaciliśmy 30 albo 35 euro. Nie pamiętam. Chyba 30 🙂
Nadrobilam w koncu wiesci z autostopowego frontu! 🙂 fantastyczne przygody! Szczerze mowiac troche mi jednak brakuje bardziej rozbudowanych opisow, jak ze stopowania do Pekinu, choc rozumiem ograniczenia techniczne i czasowe.
Trzymam kciuki za wize, niedlugo zamawiam pocztowke z Iranu :))
CZEKAM NA DOBRE WIEŚCI POZDRAWIAM
Przeglądam relacje i caly czas zatrzymuje się na ostatnim Pana zdjęciu. Gra na organkach i może Pan skasuje ten mój wpis , ale Pan sobie nie zdaje sprawy ile artyzmu , nastroju i zastanowienia nad losem wędrowcy jest ukryte w jego treści . Ono przedstawia wraz z plecakiem , kapeluszem i tą chorą nogą człowieczy los wędrowca.Pozdrawiam serdecznie , szerokiej drogi a cel podróży zostanie osiągniety. Jacek