Dzień 15,16. Irańska wiza w Trabzonie

     Konsulat Iranu w tureckim Trabzonie, znany jest w środowisku podróżniczym jako magiczny. Podczas gdy w Warszawie irańską wizę wyrabia się długo, drogo i według skomplikowanych procedur,  w Trabzonie dostawało się ją łatwo, tanio i niemal od ręki. Niestety – dobre czasy się skończyły. Niestety, dowiedzieliśmy się o tym nieco za późno…

Ten post został napisany podczas podróży: 

autostopem do dubaju
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
 

     Przed wyjazdem nawet mi nie przyszło do głowy, żeby sprawdzać procedury wyrabiania wiz w Trabzonie. Tylu znajomych już opowiadało mi o tym magicznym konsulacie, że w ogóle się tym nie przejmowałem. Na szczęście Piotrek przeszukał internety i trzy dni przed wyjazdem, okazało się, że z Trabzonie robią problemy.

     Ponoć potrzebujemy jakieś kody. Wpłaciliśmy więc pieniądze firmie, która się tym zajmuje i po dziesięciu dniach mieliśmy je dostać…

irańska wiza w trabzonie

Dzień 15.

     Mija już trzeci tydzień od zamówienia kodów, a w skrzynce odbiorczej wciąż pusto. Budzę się w mieszkaniu Buraka, nadal odpoczywając po skręceniu kostki. Sprawdzam pocztę. Jest!! Mamy kody! Możemy jechać do Trabzonu!

     Zbieramy się, piszemy kartkę pożegnalną do Buraka, który aktualnie jest w pracy. Rozgrywamy jeszcze partię Backgammona o mistrzostwo Turcji i idziemy na wylot.

irańska wiza w trabzonie

      Łapanie stopa z nogą w gipsie jest tak samo łatwe jak bez niego. W końcu to Turcja. Tu nigdy długo się nie łapie.

irańska wiza w trabzonie

      Jeden ze złapanych kierowców, wiezie nas drogą, na której jesteśmy jedynymi uczestnikami ruchu. Przez godzinę nie przejeżdża absolutnie nic. Na szczęście, w końcu docieramy do głównej drogi i szybko łapiemy ciężarówkę. Kierowca jedzie ponad sto pięćdziesiąt kilometrów. Dużo, ale problem w tym, że teren jest bardzo górzysty, a on pod górę jedzie z prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę. Z górki z resztą też nie szybciej bo nie chce zatrzeć hamulców.

      Ostatecznie wieczorem lądujemy dwieście kilometrów od Trabzonu. Ale łapiemy dalej, aż do drugiej w nocy. Wciąż mamy jednak sto kilometrów do celu.

Dzień 16.

     Zbieramy namiot, idziemy na pobocze i łapiemy stopa. Zatrzymuje się mały busik.

Trabzon?
Trabzon. – odpowiada kierowca.
Guzel! (tur. pięknie)

irańska wiza w trabzonie

      Okolica jest piękna, bo przebijamy się przez jakieś pasmo górskie. Wreszcie lądujemy w Trabzonie. Wysiadamy, a kierowca chce od nas pieniądze. Wczoraj też nam się to zdarzyło. Dziwny jest ten rejon Turcji. W całej reszcie kraju było oczywiste, że nie zapłacimy, a czasem nawet sami kierowcy chcieli nam dawać pieniądze.

     Kierowca dość szybko odpuszcza i odjeżdża. My natomiast idziemy w stronę irańskiego konsulatu. Piotrek nieco szybciej, ja natomiast powolutku kuśtykam do celu.

     Po drodze jestem zaczepiany przez masę Turków. W dwóch miejscach zostaję nawet zaproszony na herbatę.

irańska wiza w trabzonie

irańska wiza w trabzonie

      Docieram do ambasady, ale niestety nic już dziś nie załatwimy. Pech chce, że jest piątek, więc musimy wrócić tu po weekendzie.

     Chodzimy nieco po mieście, idziemy nad morze, zwiedzamy i szukamy darmowego internetu. Wieczorem siadamy przy ruchliwym deptaku, wyciągam harmonijkę i gram. Udaje się zarobić na kilka posiłków.

irańska wiza w trabzonie

      Namiot rozbijamy przy samym wybrzeżu. Zasypiam od razu. Jestem potwornie zmęczony psychicznie i fizycznie. Chodzenie z nogą w gipsie jest uciążliwe, a świadomość, że spowalniam i ograniczam naszą podróż, jeszcze bardziej mnie męczy. Ale jeszcze tylko kilka dni i będę mógł go zdjąć!

5 komentarzy do “Dzień 15,16. Irańska wiza w Trabzonie”

  1. Nadrobilam w koncu wiesci z autostopowego frontu! 🙂 fantastyczne przygody! Szczerze mowiac troche mi jednak brakuje bardziej rozbudowanych opisow, jak ze stopowania do Pekinu, choc rozumiem ograniczenia techniczne i czasowe.

    Trzymam kciuki za wize, niedlugo zamawiam pocztowke z Iranu :))

    Odpowiedz
  2. Przeglądam relacje i caly czas zatrzymuje się na ostatnim Pana zdjęciu. Gra na organkach i może Pan skasuje ten mój wpis , ale Pan sobie nie zdaje sprawy ile artyzmu , nastroju i zastanowienia nad losem wędrowcy jest ukryte w jego treści . Ono przedstawia wraz z plecakiem , kapeluszem i tą chorą nogą człowieczy los wędrowca.Pozdrawiam serdecznie , szerokiej drogi a cel podróży zostanie osiągniety. Jacek

    Odpowiedz

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.