Późnym wieczorem dojeżdżamy do małej miejscowości Al-Karak. Mimo zbliżającej się północy, próbujemy stopować dalej. Zatrzymuje się niemal każde auto, ale większość kierowców odjeżdża na nasz tekst: „No dinars!”. W dodatku, z czasem zaczynają się zatrzymywać coraz to dziwniejsi kierowcy. To samochód pełen pijanych chłopaczków, to wyładowana po brzegi furgonetka, to chory psychicznie Jordańczyk. Czas spać.
Nie mamy namiotu, więc rozpoczynamy klasyczne, wieczorne poszukiwanie pustostanu, który ochroni nas przed poranną rosą. Dość szybko udaje się znaleźć odpowiednie miejsce, gdzie szybko zasypiamy. Oczywiście po tradycyjnym, wieczornym wypiciu kilku nakrętek wódki. Tak dla zdrowia żołądka, nękanego inną florą bakteryjną. A jak wiadomo, na zdrowiu nie można oszczędzać.
Budzimy się już przed szóstą rano, kiedy to dwa metry od mojej głowy, pieje sobie kogut. Piskliwy dźwięk wdziera się w wszystkie zakamarki mojego mózgu. Skąd on się wziął w środku budynku!? Najgorsza pobudka ever!
Udaje nam się jednak przegonić nieproszony, naturalny budzik i z powrotem idziemy spać. Do godziny ósmej, kiedy to „budzik” powraca, z tym samym repertuarem. Tym razem dajemy za wygraną. Wstajemy.
A za oknem niespodzianka – mgła i ziąb! Takiej pogody się nie spodziewałem w Jordanii! Ale jest nadzieja na jej poprawę. Wszak jesteśmy w górach, a zaraz zjedziemy kilkaset metrów w dół – nad Morze Martwe – największą depresję świata. Tam klimat musi różnić się diametralnie.
Faktycznie – pogoda nad Morzem Martwym okazuje się być słoneczna. Czas wykąpać się w tej słonej wodzie! Ale po takiej kąpieli, konieczny jest prysznic, bo zaschnięta warstwa soli na ciele nie jest przyjemna. Tymczasem prysznice znajdują się wyłącznie na płatnych (i to nie mało!) plażach. Ale jedną z zalet autostopu jest możliwość otrzymania cennych wskazówek, od miejscowych kierowców. Jordańczycy, z którymi właśnie jedziemy zawożą nas w miejsce nieznane turystom. Całkiem przyjemna plaża, z bajorem leczniczego błota i wodospadem, pod którym możemy się opłukać z gęstej solanki.
Kąpiel w Morzu Martwym to atrakcja sama w sobie – duży wypór wody, spowodowany wysokim zasoleniem, sprawia, że kąpiel jest wyjątkowa. Po wyjściu z wody smarujemy się błotem, które ponoć wpływa pozytywnie na zdrowie. Aby się spłukać idziemy pod wodospad. I tu zaskoczenie! Spodziewany się zimnego strumienia. Tymczasem… wyobraźcie sobie temperaturę wody idealną do wzięcia prysznica – ciepła, ale nie za gorąca. Idealna do kąpieli! Taka woda spływa tym strumieniem. Spędzamy tam niemal godzinę.
Ale to nie koniec. Postanawiamy iść w górę strumienia i dochodzimy do gorących źródeł. Jest tu mnóstwo naturalnych basenów, wypełnionych gorącą wodą i kilkunastoma uśmiechniętymi muzułmanami. Żadnych turystów! Bo niby skąd! Tylko miejscowi znają to miejsce. Tak to jest podczas autostopowych podróży!
A było to tu:
Słońce zachodzi za horyzont, więc kierujemy się na pobocze, żeby jechać dalej. Po drodze woła nas dwóch starszych panów, grillujących na pobliskim parkingu. Przyłączamy się więc i od razu jeden z nich nalewa nam herbaty. Drugi natomiast wybiera co bardziej upieczone udka i wręcza nam w gorącym falafelu. Przez godzinę wspólnie kolacjujemy i prowadzimy rozmowy w improwizowanym języku. Panowie nie znają bowiem ani słowa po angielsku, a my tym bardziej po arabsku. Ale nie trzeba mieć wspólnego języka żeby się dogadać. Są migi, rysunki, gesty, mimika. No i uśmiech, którym panowie „mówią” nam, że jesteśmy mile widzianymi gośćmi i sporą atrakcją, a my „odpowiadamy”, że bardzo dziękujemy i cieszymy się, że ich poznaliśmy. Ten język rozumie każdy!
Wieczorem dojeżdżamy do granicy z Izraelem. Idąc wzdłuż przedmieść małej miejscowości, napotykamy kilkuosobową grupkę małych chłopców. Siedzą sobie przed domem i piją herbatę. Pewnie jak co dzień. Dziś jednak, wieczór będzie inny – oto widzą dwóch dziwnie wyglądających osobników, którzy przykuwają uwagę wszystkich mieszkających tu osób. Chłopaki natychmiast zapraszają nas do stołu, nalewają herbaty i zaczynamy rozmawiać. My po polsku, oni po arabsku.
– You muslim? – pyta mnie o wyznanie, jeden z chłopców.
– No, we christian. – odpowiadam.
– Aaahh, yes! Christiano Ronaldo!
Tyle sensu mają nasze rozmowy. Ale wszyscy mamy przy nich kupę zabawy. W międzyczasie chłopaki dają nam jeszcze procę, z której celujemy do okolicznych znaków.
Nasza grupa zaczyna się powiększać. Dochodzą kolejne osoby zainteresowane dziwnymi przybyszami. Wkrótce pojawia się Jumana – studentka filologii angielskiej. Od tej pory, nasze rozmowy zaczynają nabierać sensu. Wypytujemy ją o realia życia w islamskim kraju.
Na ogród wychodzi również matka owej rodziny. Częstuje nas jedzeniem, po czym stwierdza, że jesteśmy dla niej jak jej własne dzieci. Miło!
Tak kończy się nasza przygoda z Jordanią. Po nocy w pobliskim pustostanie wyjeżdżamy z tego egzotycznego kraju. Co mnie najbardziej urzekło w Jordanii? Ludzie! Ludzie pozostawiają najlepsze wspomnienia, a tacy wspaniali i gościnni ludzie jak tu – tym bardziej. To co kocham najbardziej w podróżach, to spotkania z miejscowymi. Niestety, w turystycznych miejscach, Europejczycy traktowani są jak chodzące portfele. To nie sprzyja gościnności i serdeczności, szczególnie w stosunku do niskobudżetowych podróżników. W miejscach takich jak Jordania (poza Petrą, rzecz jasna!) turysta jest atrakcją dla miejscowych ludzi. Chcą cię zobaczyć, poznać, porozmawiać, nawiązać kontakt. I to generuje niezwykłe przygody. I to jest najlepsze w podróżowaniu!
Hej,
Pamiętasz może gdzie znajdowała się ta plaża nad Morzem Martwym? Wybieramy się właśnie tam za dwa tygodnie i trochę kiepsko płacić 50 zł za jedną kąpiel…
https://www.google.pl/maps/dir/31.6010254,35.5623775//@31.5853992,35.5263946,9615m/data=!3m1!1e3!4m2!4m1!3e2
Hey
Jeżdżę z synem z żoną lub sam po Europie i po świecie. W styczniu jadę drugi raz do Jordanii i strasznie chciałbym zobaczyć ten wodospad o którym pisałeś. Jeżeli możesz podeślij mi współtzędne chociaż w przybliżeniu tego miejsca.
Pozdrawiam serdecznie
Wszystkiego najlepszego w nowym roku spełnienia marzeń i podróży „dookoła świata”
Marcin
To dokładnie to miesjce:
https://www.google.pl/maps/dir//31.6013632,35.5624676/@31.6004676,35.5579479,2291m/data=!3m1!1e3