Późnym wieczorem dojeżdżamy do małej miejscowości Al-Karak. Mimo zbliżającej się północy, próbujemy stopować dalej. Zatrzymuje się niemal każde auto, ale większość kierowców odjeżdża na nasz tekst: „No dinars!”. W dodatku, z czasem zaczynają się zatrzymywać coraz to dziwniejsi kierowcy. To samochód pełen pijanych chłopaczków, to wyładowana po brzegi furgonetka, to chory psychicznie Jordańczyk. Czas spać.
jordania
Welcome Jordan! – Jordania niskobudżetowo
Już na granicy izraelsko-jordańskiej, widać różnicę w mentalności ludzi. Strażnicy po stronie izraelskiej – typowi służbiści. Siedzą wyprostowani i z grobową miną wbijają pieczątki do paszportu. Ci po stronie jordańskiej – bardziej wyluzowani. Siedzą wspólnie, rozmawiają otoczeni maszynowymi karabinami, piją herbatę. Leniwie sprawdzają strony w paszporcie i z uśmiechem wbijają okrągłą pieczątkę. „Welcome Jordan” – mówią. Ten zwrot usłyszymy przez następne cztery dni, co najmniej kilkadziesiąt razy.
Przekraczanie granicy izraelsko-jordańskiej
Przekraczanie granicy izraelsko-jordańskiej, jest tak specyficzne, skomplikowane, oraz drogie, że zasługuje na oddzielny wpis. My przekraczaliśmy ją na dwóch przejściach granicznych – przejściu Eilat-Akaba, oraz przejściu na King’s Hussein Brige. Był to marzec 2015 roku. Oto jak ta procedura wyglądała w naszym przypadku.
Petra za darmo? Raczej nie!
Uważam, że niskobudżetowi podróżnicy powinni oszczędzać redukując własny komfort, a nie jeżdżąc na gapę, czy nie płacąc za bilety wstępu. Do tej pory zawsze byłem uczciwy. Długo biłem się z myślami – kupić, czy oszukać? Tym bardziej, że dojście do Petry od tyłu jest stosunkowo łatwe, a trasa była wielokrotnie opisywana w internetach. Nie chciałem oszukiwać, ale z drugiej strony, wydając dwieście pięćdziesiąt złotych na bilet (!), sam czułbym się oszukany. Postanowiliśmy przedrzeć się tyłem. I nieco mi ulżyło, gdy okazało się, że bezskutecznie.