„Dojeżdżamy do Krasnojarska!” – krzyczy kierowca, z którym jechaliśmy całą noc. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale jest na tyle jasno, żeby zobaczyć spowite w porannej mgle malownicze doliny. Żegnamy się na obwodnicy miasta i już na piechotę zmierzamy w stronę centrum. Idąc wzdłuż drogi machamy kciukiem i wkrótce zatrzymuje się stara Łada. Jedziemy do centrum Krasnojarska!
Wysiadamy gdzieś w mieście. Sasza pyta przechodzącej kobiety którędy do centrum. „Tu jest centrum” – odpowiada. „Tu!?” Kolejny pomnik Lenina i socrealistyczne budynki z powiewającymi czerwonymi flagami. Nic ciekawego!
Symbolem miasta jest jednak mała kapliczka stojąca na pobliskim wzgórzu. Wspinamy się tam i wkrótce naszym oczom ukazuje się rozległa panorama miasta. Jest pięknie! W tych uroczych warunkach jemy śniadanie i robimy małą drzemkę, bo po nocy w samochodzie jesteśmy nieco niewyspani.
Teraz długa droga na wylot – autobus, bus, a potem cztery kilometry na piechotę i już jesteśmy na obwodnicy. Po kilku mniejszych stopach zatrzymuje się ciężarówka, której kierowcą jest Gruzin. Po drodze cały czas nawija o swojej ojczyźnie i rodzinie, włącznie z pokazywaniem nieliczonej ilości zdjęć.
Potem Gruzin zabiera nas na ogromny obiad, a na jednym z kolejnych postojów wyciąga ogromnego arbuza, którym najadamy się my, on i kilku innych kierowców.
Jedziemy tak do godziny drugiej w nocy. Nie wiem dokładnie ile przejechaliśmy bo trochę przysnąłem, ale na pewno jesteśmy bliżej Bajkału niż byliśmy kilka godzin temu. Rozkładamy namiot i idziemy spać. Jak dobrze pójdzie, jutro będziemy w Irkucku!