Wstaję po czterech godzinach snu. Wczoraj trochę zabalowaliśmy z Anna z Couchaurfingu i jej chłopakiem. Było sporo wina i rozmów na tematy polityczne. Dobrze jest poznać sytuację także od tej drugiej strony. A więc wstaję wcześnie, żegnam się z gospodarzami i idę do pobliskiego, polskiego kościoła. Po Mszy czeka mnie wyprawa na wylot z największego miasta europy.
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Jadę metrem na przedmieścia. Tam natomiast czeka mnie dłuugi marsz. Idę i idę, wciąż nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca. Dwudziestokilogramowy plecak ciąży bardziej niż zwykle, bo przed chwilą zrobiłem spore zakupy.
W międzyczasie zatrzymuje się zdezelowane auto z podejrzanymi typkami w środku. Z początku miło zagadują, ale zaraz mówią żebym im dał paszport, to mnie zawiozą gdzie będę chciał. „Spasiba!” – odpowiadam i odjeżdżają.
Jestem już bardzo zmęczony, a jest dopiero południe! Wsiadam w pierwszy lepszy autobus i proszę kierowcę o bilet. „Gdie?” – pyta. „A skąd ja mam wiedzieć?!” – myślę sobie – „prosto tą drogą!”. Ale kierowca nie rozumie, więc pokazuję mu karton z napisem „Kazan” (miasto oddalone o 800 kilometrów). Kierowca zaczyna się śmiać i pozwala mi jechać bez biletu.
Jeszcze trochę marszu i wreszcie dochodzę do miejsca, które polecali w internecie inni autostopowicze. Wcale nie jest idealne! – pięciopasmowa droga to nie najlepsze miejsce do łapania stopa. Jestem potwornie zmęczony, niewyspany, miejsce jest kiepskie, a w dodatku obskurne przedmieścia dużych miast zawsze wywołują we mnie niepokój. Mam kryzys. I to spory. Myślę sobie – „Kuba, co ty sobie wyobrażałeś? Stopem do Pekinu?”. Kupuję colę w puszce, siadam na przystanku wyciągam książkę i staram się odciąć od dołującej rzeczywistości.
Mija godzina. Choć kryzys nie mija, wiem, że muszę wziąć się w garść i opuścić te obskurne przedmieścia. Wyciągam kciuka, ale kierowcy zdają się mnie w ogóle nie zauważać, co jeszcze bardziej pogarsza moje samopoczucie.
I wtedy zdarza się coś, co zupełnie poprawia mi humor. Podjeżdża bus i wysiada z niego młody chłopak z plecakiem. Sasza (czy wszyscy Rosjanie mają tak na imię?) to autostopowicz, który jedzie… nad Bajkał!
Jednak nie jestem sam w tym szaleństwie! Nie jestem jedynym, który podjął się łapania stopa w tym kiepskim miejscu. Nie tylko ja jestem tak głupi, żeby tego próbować! Niesamowicie poprawia mi to samopoczucie. Mimo dużych trudności w porozumiewaniu, decydujemy się jechać kawałek razem.
Wreszcie łapiemy stopa. Jedziemy dwieście kilometrów i łapiemy kolejnego – ojca z synem, który jutro jedzie do Kazania – kawał drogi! W międzyczasie zatrzymujemy się oglądając zabytki mijanych miast. Mam więc wycieczkę turystyczno-krajoznawczą!
Naszemu kierowcy chce się spać. Zatrzymujemy się w przydrożnym motelu. Jest nieco drogo, więc ja wolę spać w namiocie. „Tu nie ma gdzie się rozbić” – twierdzą zgodnie kierowca, jego syn oraz Sasza. Nie znają się! Dookoła same lasy i łąki, a oni twierdzą, że się nie da?
Ale nie będę się kłócił bo oferują miejsce na podłodze w swoim pokoju. Niech będzie. I właśnie z tej podłogi piszę niniejszego posta! Do jutra!
a jak ceny w Rosji? kupiłeś już trochę rubli? pewnie głównie płacisz kartą?
Rosja jest droga. Staram sie kupowac w tanich sklepach, ale wciaz produkty typu mieso i sery sa drogie. Wczoraj np musialem kupic butelke wody za 6 zl