6 krajów, 23 dni, 93 kierowców, 6227 kilometrów i jeszcze większa ilość przygód – oto bilans wyjazdu do Turcji. Podróżowanie wyłącznie autostopem, spanie w namiocie i poleganie na ludzkiej życzliwości – to sprawiło, że na 3-tygodniowy pobyt na tureckiej riwierze wydałem mniej pieniędzy niż wydaję w domu. Pomysł na wakacje właśnie w tym kraju wziął się z tego, że Turcja w kręgach autostopowiczów uchodzi za miejsce najbardziej im przyjazne. Po przejechaniu kilku tysięcy kilometrów po tureckich drogach, muszę przyznać, że to prawda. Szerokie pobocza, brak szacunku dla przepisów (zakazu zatrzymywania się) i przede wszystkim otwartość Turków sprawia, że autostop w ich kraju to czysta przyjemność. Ale więcej szczegółów w relacji poniżej.
Wędrówka bez pieniędzy, śladami Św. Franciszka
Mała wieś pod Biłgorajem. Tam, w domku ludzi zaprzyjaźnionych z kapucynami pewnego letniego dnia zjeżdża się 22 facetów. Do tekturowego pudełka wrzucamy wszystkie zabezpieczenia: telefony, pieniądze, dokumenty, a nawet zegarki, czy mapy okolicy. Wieczorem wyruszamy przed siebie, na wiejskie tereny, których żaden z nas nie zna. Nie mamy jedzenia, nie mamy namiotów, nie mamy pieniędzy, ale mamy coś więcej – dobry humor, czas, ręce gotowe do pracy i wiarę w to, że Pan Bóg ześle na naszą drogę dobrych ludzi. Tego dnia, każdy z nas staje się Świętym Franciszkiem.
Wiedeń, czyli II Mistrzostwa Autostopowe UJ
Już po raz drugi Uniwersytet Jagielloński zorganizował zawody autostopowe pod hasłem „53 h w świat i z powrotem”. Zasady są proste: w piątkowe popołudnie każda drużyna losuje wylot z miasta, którym opuści Kraków. Następnie jeździ po Europie gdzie tylko chce. Jedyną dozwoloną formą transportu jest autostop, a najważniejszym i ciężkim do spełnienia warunkiem, jest obowiązkowy powrót do Krakowa w niedziele do godziny 20. My w tym roku dojechaliśmy do Wiednia i to już w piątek w nocy. Tam spędziliśmy całą sobotę, odpuszczając sobie nieco zawody, bo z wynikiem 1160 kilometrów nie mogliśmy liczyć na wygraną, ale za to zwiedziliśmy stolicę Austrii. Zwycięska drużyna dojechała do Amsterdamu, ustanawiając tym samym wynik około 2700 kilometrów.
Rzymska majówka
Jako, że w tym roku długi weekend okazał się naprawdę długi, postanowiliśmy wraz z Wojtkiem, kolegą z liceum, gdzieś wyjechać. Półtora tysiąca kilometrów na południe, 1 maja miała się odbyć beatyfikacja naszego wielkiego rodaka, Jana Pawła II, a że fajnie jest uczestniczyć w ważnych, historycznych wydarzeniach, uznaliśmy, że Rzym będzie dobrym celem. Jak zwykle autostop, jak zwykle namiot, kilka euro w portfelu i oczywiście jak najmniej planów…
Camino de Santiago, czyli wielka hiszpańska wędrówka
Ponad 2 tysiące kilometrów na stopa i 900 kilometrów pieszo, wzdłuż północnego wybrzeża słonecznej Hiszpanii. Tak w skrócie wyglądała nasza pielgrzymka do grobu świętego Jakuba, w Santiago de Compostella. Planowana od dwóch lat wyprawa, stała się rzeczywistością na przełomie sierpnia i września 2010 roku. Najpierw, autostopem z Krakowa do Irun, na granicy Francusko – Hiszpańskiej. Potem przez 33 dni wyłącznie 'per pedes’, aż na koniec świata – do miejscowości Finisterre (hiszp. koniec świata), na zachodnim wybrzeżu. Po szczęśliwym przebyciu trasy, powrót autostopem do domu.
Rumunia, czyli I Mistrzostwa Autostopowe UJ
Pewnego majowego weekendu, Uniwersytet Jagielloński zorganizował Mistrzostwa Autostopowe. Zasady były proste: w piątek o godzinie 13 drużyny losują wylot z miasta i wyruszają przed siebie, dokumentując zdjęciami przebytą trasę. Wygrywa drużyna, która przejedzie najdłuższy dystans. Warunkiem jest, zjawienie się w Krakowie do godziny dwudziestej, w niedzielę. Zawody bez nagród, dla czystej przyjemności i poznania innych osób o podobnych zainteresowaniach. Mistrzostw nie wygraliśmy, gdyż nie zdążyliśmy wrócić w określonym czasie, ale mięliśmy jeden z lepszych wyników – 1974 kilometry.
Wakacje 2009
Wakacje 2009 były istotne, ponieważ od nich zaczęła się moja fascynacja podróżami. Były to dosyć długie wakacje – od maja do października – wakacje pomaturalne. Nie odbyłem w tym czasie żadnej spektakularnej, wielkiej wyprawy, składały się one raczej z większej ilości drobnych wypraw i wycieczek. Wtedy też zacząłem jeździć stopem i na tych wakacjach przejechałem w ten sposób coś około sześciu tysięcy kilometrów. Wakacje te planowałem już od listopada 2009, kiedy to oglądnąłem film „Into the wild”, który był (i nadal w pewnym stopniu jest) inspiracją do moich podróży. Obiecałem sobie, że podczas moich „długich wakacji” nie zmarnuję ani dnia. I słowa dotrzymałem:
Pierwsze wędrówki – Bieszczady 2008
Pewnego razu, a było to w listopadzie 2007, w rodzinnym mieście, Stalowej Woli uczestniczyłem w pokazie zdjęć z Bieszczad. Były to diaporamy z muzyką SDMu. Wtedy odezwała się we mnie tęsknota, za górami, które pamiętałem z wczesnego dzieciństwa. Postanowiłem, że w następne wakacje tam pojadę. I tak zrobiłem. Ten wyjazd można uznać za początek mojej podróżniczej pasji. Był to pierwszy samotny wyjazd – pierwsze spanie w namiocie, pierwsze łapanie stopa. Tego lata narodził się we mnie podróżnik.