Camino de Santiago, czyli wielka hiszpańska wędrówka

     Ponad 2 tysiące kilometrów na stopa i 900 kilometrów pieszo, wzdłuż północnego wybrzeża słonecznej Hiszpanii. Tak w skrócie wyglądała nasza pielgrzymka do grobu świętego Jakuba, w Santiago de Compostella. Planowana od dwóch lat wyprawa, stała się rzeczywistością na przełomie sierpnia i września 2010 roku. Najpierw, autostopem z Krakowa do Irun, na granicy Francusko – Hiszpańskiej. Potem przez 33 dni wyłącznie 'per pedes’, aż na koniec świata – do miejscowości Finisterre (hiszp. koniec świata), na zachodnim wybrzeżu. Po szczęśliwym przebyciu trasy, powrót autostopem do domu.
  

 
 
Kraków, 10 sierpnia 2010, godzina 7:00
 
     Wychodzimy z domu, jedziemy na drogę wylotową z miasta i zaczynamy łapać stopa do… Hiszpanii. Mamy przed sobą dokładnie 2333 km. Od początku są problemy – stop ciężko idzie, samochody się psują, ale powoli zbliżamy się do celu. Planowana od dwóch lat wyprawa staje się rzeczywistością…
  
IMG_6060  
IMG_6069

 
     Ta podróż to Camino de Santiago, jedna z najważniejszych i najbardziej popularnych tras pielgrzymkowych w Europie, zarówno w średniowieczu jak i obecnie. Droga prowadzi do grobu Świętego Jakuba Apostoła. Wybieramy trasę Norte, mniej popularną, przez co mniej zatłoczoną, niż główna trasa; trudniejszą przez różnice poziomów i piękniejszą, bo po górach i wzdłuż morskiego wybrzeża. Wyruszamy we czwórkę: Ja, moja siostra – Agata, jej chłopak – Rafał i siostra Rafała – Agnieszka. Pierwsza autostopowa ekipa, Ja i Agnieszka dojeżdża do celu dokładnie trzy doby po wyjeździe. Agatka i Rafał, kilka godzin później.
  
IMG_6084  
Irun – granica Hiszpańsko-Francuska, 14 sierpnia 2010, godzina 8:00
 
     Wyruszamy w drogę do Santiago de Compostella. Mamy po 15 kg na plecach i 814 km do przejścia.
 
IMG_6144 
     Pierwszy etap robi na nas ogromne wrażenie. Widoki zapierają dech w piersiach i chociaż wiemy, że takie krajobrazy będą nam towarzyszyły przez najbliższy miesiąc, wpatrujemy się w nie mimo braku czasu i robimy dziesiątki zdjęć. Po drodze zostajemy „przygarnięci” przez sektę, której filozofia polega na „kochamy wszystkich i wszystkim chcemy pomagać”. Posileni energetycznym Yerba Mate idziemy dalej, mimo propozycji pozostania w ich małej komunie.
 
IMG_6201  
IMG_6212  
IMG_6215 
Zmęczeni dochodzimy do San Sebastian i od razu wskakujemy do oceanu. Śpimy w albergue de peregrinos – schronisku dla pielgrzymów. 
 
IMG_6261 
     Kolejne dni wyglądają prawie tak samo: wstajemy o 9 i idziemy do 21, w międzyczasie robiąc małe i duże przerwy, w tym poobiednie drzemki. Idziemy pięknym, górzystym wybrzeżem, którego widoki w całości rekompensują mordercze różnice poziomów.
 
IMG_6379 
     Idziemy przez eukaliptusowe lasy, których woń przypomina nam smak gumy Winterfresh.
 
IMG_6931 
     Idziemy przez wsie, gdzie poznajemy tę prawdziwą, nieturystyczną Hiszpanię, gdzie przy każdym domu szczeka pies i gdzie zawsze unosi się woń rozrzuconego gnoju.
 
IMG_6674 
     Idziemy przez ruchliwe ulice, gdzie mnóstwo kierowców trąbi i macha, „witając” się z pielgrzymami.
   
IMG_6287   
      Idziemy przez osiedla, gdzie od czasu do czasu można usłyszeć tradycyjne, pielgrzymie pozdrowienie – „Buen Camino!” – dobrej drogi. 
 
IMG_6354 
     Idziemy przez miasta, gdzie za każdym razem gubimy drogę, i gdzie zawsze pomaga nam przypadkowy przechodzień lub informacja turystyczna.
  
IMG_6586  
     Idziemy przez plaże, gdzie morze kusi swoim chłodem w upalne dni.
   
IMG_6301 
     Idziemy przez pola, które gospodarze udostępniają pod Camino, żeby pielgrzymi nie musieli nadrabiać drogi idąc naokoło. 
 
IMG_6497 
IMG_6289 
IMG_6636 
IMG_7371 
     Dwa dni przed dotarciem do Santiago, łączymy się z tradycyjną i najbardziej popularną trasą – Francuską. Zaczynają się irytujące tłumy na szlaku, setki reklam prywatnych schronisk, restauracji z promocjami dla peregrino oraz sklepów z  czekoladowymi pielgrzymami. Następnego dnia jesteśmy już w Monte de Gozo – miejscowości położonej na tzw. Górze Szczęścia – pierwszego punktu, z którego widać katedrę – cel pielgrzymki.
 
IMG_7768 
     W Monte de Gozo trafiamy do polskiego centrum pielgrzymowania, które prowadzi polski ksiądz i polscy gospodarze. Teren schroniska jest jak mała, polska enklawa w Hiszpanii. Wielu Polaków, polskie produkty, polskie napisy… Czujemy się tam jak w domu, co po miesiącu braku kontaktu z czymkolwiek Polskim, sprawia jeszcze więcej radości. Spędzamy wieczór na „zbiorowej polskiej kolacji” i przygotowujemy się do następnego wielkiego dnia – wejścia do Santiago.
 
12.10.2010
 
     Trzydzieści dni po wyruszeniu nadchodzi wreszcie upragniony dzień. Ostatni etap – 5 km do Santiago. Po godzinie od wyjścia z Monte de Gozo dochodzimy na plac Obradoiro przed katedrą.

IMG_7792 
     Potem stoimy w kolejce po tzw. Compostelki – dokument potwierdzający przejście trasy.
 
IMG_7805 
     Do katedry wchodzimy o godzinie 10, aby dostać się na mszę dla pielgrzymów na 12. Czekamy dwie godziny, w międzyczasie przysypiając na kościelnej posadzce. Mamy za to miejsca siedzące, z których doskonale widać Botafumeiro – największe na świecie kadzidło, które dawniej miało zwalczać smród niemyjących się całą drogę pielgrzymów. Dziś jest jedynie atrakcją turystyczną.
 
IMG_7819 
     Po mszy przechodzimy przez tzw. święte drzwi i idziemy uściskać figurkę Świętego Jakuba, co jest obrzędem wykonywanym przez każdego pielgrzyma, wyrażającym radość dojścia do celu. Zwiedzamy Santiago i na wieczór wracamy do Monte de Gozo. Tam świętujemy nasz sukces miejscowym piwem – Gwiazdą Galicji.

     Dojście do Santiago nie oznacza jednak końca drogi – następnego dnia idziemy dalej – na Finisterre – przylądek wysunięty w ocean, który w średniowieczu uważany był za koniec świata.

IMG_7970 
     Po trzech dniach dochodzimy. Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy dojściu na Finisterre, po 33 dniach ciężkiej wędrówki… Robimy zdjęcia przy symbolicznym ostatnim słupku z napisem 0,0 km.
 
IMG_7989 
     Jemy obiad, zostawiamy ubranie jako symbol oczyszczenia…
 
IMG_8017 
     …i wracamy do domu. Łapiemy stopa do Santiago i spędzamy noc w Monte de Gozo. Tydzień później jesteśmy już w Polsce, wracając stopem, dosyć powoli i leniwie, zahaczając jeszcze o Kolonię, gdzie mieszka siostra Rafała. 47 dni od wyruszenia, znów jesteśmy w domu.
 
IMG_8070

  

Tabela z portfela, czyli podsumowanie kosztów na osobę
Noclegi44 zł
• Większość nocy spędzamy w namiocie rozbitym na dziko.
• Kilkanaście razy śpimy w darmowych schroniskach dla pielgrzymów.
• Trzy razy korzystamy z płatnych schronisk dla pielgrzymów, za 3, 3 i 5 €.
Transport36 zł
• Do Hiszpanii dojeżdżamy autostopem. Potem wyłącznie pieszo. Powrót również autostopem.
Czasem szlak przecina rzeka. Pokonanie jej promem kosztuje 1-3 €.
Jedzenie i picie20 zł
• Staramy się kupować w tanich dyskontach i mimo strefy euro udaje nam się smacznie jeść za ceny podobne do polskich. Z racji dużego wysiłku potrzebujemy znacznie więcej jedzenia niż normalnie. Tygodniowo wydaję około 30 €.
• Wodę uzupełniamy z gęsto ustawionych na szlaku kranów.
• Czasem pozwalamy sobie na piwo (około 4 €) czy wino.
Bilety wstępu0 zł
• Pocztówki kosztują kilkadziesiąt centów, a ich wysłanie do Polski około 1,5 €.
• Kilka razy korzystamy z pryszniców w schroniskach i niektórzy wymagają za to 1 €.
Inne30 zł 
SUMA890 zł 
Dziennie (47 dni)19 zł 

 

21 komentarzy do “Camino de Santiago, czyli wielka hiszpańska wędrówka”

  1. Hej – moglibyście podrzucić jakieś informację o kosztach (chodzi mi głownie o to czy jest dużo albeque donativo po drodze, czy mają mocniej uściślone opłaty / jak jest z rozbijaniem namiotu ?)
    Fajna relacja 😉

    Odpowiedz
    • Generalnie, to przez półtora miesiąca na wszystko wydałem ~1000zł.
      Ceny albergue różnią się zależnie od regionu. Zaznaczam, że szliśmy północną trasą. Na początku, w kraju basków, praktycznie wszystkie schroniska były donativo. Później różnie. Jak było donativo to spaliśmy, jak nie to rozbijaliśmy namiot. Oceniam, że około połowę nocy spaliśmy w namiocie, więc masz odpowiedź na pytanie o ilość schronisk donativo).
      Z namiotem zaś, nie mieliśmy problemu ani raz. O ustronne miejsca po drodze nie trudno. Często rozbijaliśmy się przy kościołach. Nikt nigdy się nas nie czepiał. Czasem też udawało się za darmo wykąpać w schronisku, przed rozbiciem namiotu, ale nie zawsze.
      Po drodze jest sporo dyskontów, w których można się zaopatrzyć w tanie jedzenie. Nie wiem jak jest teraz, ale dwa lata temu nie wydawałem więcej w Hiszpanii na jedzenie, niż wydaję w Polsce. Ceny zbliżone.
      Pozdrawiam

      Odpowiedz
  2. „Idziemy przez wsie, gdzie poznajemy tę prawdziwą, nieturystyczną Hiszpanię, gdzie przy każdym domu szczeka pies i gdzie zawsze unosi się woń rozrzuconego gnoju. ” – Mocne 😀

    Fajnie się to czyta, fajną masz pasję, ja chyba bym nie potrafił się wybrać na taką „wycieczkę”. Za dużo mam wewnętrznych barier i strachu przed takim podróżowaniem. Czekam na następne Twoje historie z podróży!

    Odpowiedz
  3. Hej, gratuluję pilgrzymki, to na pewno wspaniałe doświadczenie. Jestem ciekawa, ile kilometrów dziennie przechodziliście? Oraz może podzielisz się radami co spakować do plecaka/a czego nie? Czy braliście jedzenie z Polski?

    Odpowiedz
  4. Średnio wyszło chyba 28km/dzień. Czasem 20, a czasem 45, ale generalnie mieliśmy założenie, że 30km dziennie chcemy zrobić i prawie się wyrobiliśmy.
    Co spakować… Jak najmniej. Wszystko co nie będzie niezbędne zostawisz po trzecim dniu. W schroniskach pełno jest książek, ubrań etc., które pielgrzymi uznali za zbędne. Z bólu pleców wyciska się nawet pół tubki pasty, żeby było lżej ;).
    Polecam sandały na całą drogę. Upały doskwierają w pełnych butach, a ścieżki są na tyle lekkie, że sandały wystarczają.
    Jeżeli chcesz być w miarę niezależna i nie martwić się o miejsce w schronisku polecam namiot.
    Jedzenie braliśmy z Polski, ale nie dużo. Kilka zupek chińskich i kilka pasztetów, ale to mimo dużej ilości i ogromnej wagi skończyło się po tygodniu. Jak chcesz jeszcze popytać, pogadać to zapraszam rydkodym@gmail.com.

    Odpowiedz
  5. Fajna relacja, ciekawe zdjęcia i opisy. Nie chcę być wredny, ale nie mogę się oprzeć przed kilkoma uwagami, które nie wynikają jednak z mojej złośliwości 😉
    Po pierwsze Santiago de Compostela piszemy przez jedno „l”, nie dwa. Po drugie, fakt, że schronisko jest donativo, nie znaczy, że jest darmowe. To znaczy, że się daje co łaska. Rozumiem, że wyjazd robiony po kosztach (sam też podobnie planuję), ale jednak wypada rzucić choć 2-3 euro zamiast wydać je na piwo.
    I mam jeszcze do Was pytanie, jaką trasę obraliście na stopa i czy wiecie jak wygląda kwestia rozpalania ogniska biwakując poza terenem zabudowanym (oczywiście w celu przygotowania posiłku)?

    Odpowiedz
    • Dzięki za uwagę, nigdy nie zastanowiłem się jak się to pisze, jakoś dwa „l” brzmiały naturalnie 😉
      Co do donativo to oczywiście wiem, że znaczy to „co łaska”. Przyjęło się, że kasę się wrzuca, ale sami hospitalero mówili nam, że jeżeli nie mamy to żebyśmy nie wrzucali. Mimo to kilka razy wrzuciliśmy, kiedy schronisko zrobiło na nas dobre wrażenie. A że pieniądze z piwa lepiej było wrzucić na schroniska, to się zgodzę, no ale już za późno 😉
      Na stopa jechaliśmy przez Jędrzychowice, potem na Erfurt i Saarbrucken, a we Francji Orlean i Bordeaux.
      Co do ogniska to w całej UE jest to surowo zabronione, ale jak to wygląda w praktyce to nie wiem, bo nigdy tego nie robiłem 🙂

      Odpowiedz
  6. cześć, świetny blog! gratuluję szczególnie tej wędrówki, mam w związku z tym pytanie. samemu planuję pójść del norte właśnie, ale mam na to ok. 3 tygodni. zaczynać w Bilbao, czy raczej w Santanderze? czy na upartego da radę iść te 30km dziennie minimum? i jeszcze pytanie, ile gdzieś tak z Compostela trzeba przewidzieć na autostop do Polski, bo podobno w Hiszpanii ciężko się łapie 😉

    Odpowiedz
    • Hej Łukasz, dzięki! 😉
      Według mnie z Bilbao w trzy tygodnie dojdziesz, ale szybkim tempem. Jeżeli nie chcesz się za bardzo spieszyć, to z Santander dojdziesz na pełnym luzie. Wszystko zależy od warunków kondycyjnych. Jeżeli nie straszne Ci chodzenie z plecakiem po górach to idź z Bilbao. My robiliśmy dziennie średnio 28km, ale były dni, że 45km, a znowu sportowcami nie jesteśmy. Według mnie, te 30km dziennie jest do zrobienia dla każdego zdrowego człowieka.
      Co do stopa w Hiszpanii, to faktycznie uchodzi za ciężki, ale nam nie poszło tak źle. Dwa dni z Santiago do Irun i to z jednym bardzo długim przestojem w połowie drogi. Polecam założyć muszlę pielgrzyma na szyję, albo w inny sposób pokazać, że jest się pielgrzymem – Hiszpanie lubią pielgrzymów.
      Myślę, że założenie 2 dni na Hiszpanię i 3 dni na powrót do Polski jest optymalne i całkowicie realne. Załóż sobie 5 dni na trasę Santiago – Polska, choć myślę, że to i tak na wyrost 😉
      Pozdrawiam!
      Kuba

      Odpowiedz
  7. Bardzo fajne 🙂 ale mam jeszcze parę pytań jak to jest z tymi książeczkami bo chyba trzeba zbierać pieczątki na trasie żeby potem dostać dyplom ukończenia ? i te muszelki pielgrzyma też je można jakoś po drodze kupić ?

    Odpowiedz
    • Tak, w każdym schronisku i innych punktach, np. kościołach, można wyrobić tzw. paszport pielgrzyma, w który zbiera się pieczątki. Te zaś są w każdym schronisku.
      Muszelkę dostaliśmy w pierwszym schronisku, w którym spaliśmy – w Irun. Potem już ich nie widzieliśmy w schroniskach, ale im bliżej Santiago tym więcej było straganów z różnymi pamiątkami, w tym muszelkami.

      Odpowiedz
    • Ja miałem 65, ale większość czasu był niezapakowany do końca. Czasem jednak był – kiedy w sobotę robiliśmy zapasy żywieniowe na niedzielę (w niedzielę sklepy są zamknięte). Wtedy jedzenie zajmowało sporo miejsca i luzy w plecaku się przydawały.
      Ale dziewczyny, które szły z nami, miały ok. 40-50l i im wystarczało 😉

      Odpowiedz
  8. Super przydatne info, przywracasz nadzieję na taniość wyprawy 😀 Kilka pytań:
    – wędrówka w pojedynkę – bezpieczna? co słyszałeś po drodze?
    – jak z pogodą? nie ulało Was w Galicji?
    – jak z zakazem biwakowania? nikt nie zwracał uwagi na namiot?
    Dzięki z góry.

    Odpowiedz
    • 1. Całkowicie bezpieczna i wskazana – camino według tradycji powinno się robić samemu.
      2. Mieliśmy sporo szczęścia. Na początku trochę pokropiło, a potem przy wejściu do Galicji mieliśmy jeden deszczowy dzień. Poza tym sucho.
      3. Nikt, nigdy. A często się rozbijaliśmy w miejscach, w których było nas widać.

      Odpowiedz

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.