Paryż zwany jest „miastem marzeń”. Dla nas taki był, gdyż od dawna marzyliśmy, aby go odwiedzić. Inspirujące paryskie budowle i leniwie wijąca się między nimi Sekwana nadały mu również miano „miasta artystów”. Aby się o tym przekonać, warto odwiedzić obfitujące w amatorów malarstwa wzgórze Montmartre. Zaraz pod nim biegnie tzw. „czerwona ulica”, która tłumaczyłaby przydomek „miasto miłości”. Jednak tutaj chodzi raczej o romantyczny charakter miasta. O to trzeba by jednak zapytać bardziej wrażliwą niż ja Iwonkę, moją współtowarzyszkę podróży. Przydomek „miasto światła” łatwo zrozumieć podziwiając migoczącą tysiącami lampek Wieżę Eiffla, a „miasto mody”, oglądając wystawy butików na Champs-Élysées. Dla mnie, Paryż będzie od teraz miastem deszczu. Brzydka pogoda towarzyszyła nam prawie cały czas. Mimo to podróż zaliczam do bardzo udanych, bo przecież ważniejsza niż pogoda, jest pogoda ducha.
francja
Camino de Santiago, czyli wielka hiszpańska wędrówka
Ponad 2 tysiące kilometrów na stopa i 900 kilometrów pieszo, wzdłuż północnego wybrzeża słonecznej Hiszpanii. Tak w skrócie wyglądała nasza pielgrzymka do grobu świętego Jakuba, w Santiago de Compostella. Planowana od dwóch lat wyprawa, stała się rzeczywistością na przełomie sierpnia i września 2010 roku. Najpierw, autostopem z Krakowa do Irun, na granicy Francusko – Hiszpańskiej. Potem przez 33 dni wyłącznie 'per pedes’, aż na koniec świata – do miejscowości Finisterre (hiszp. koniec świata), na zachodnim wybrzeżu. Po szczęśliwym przebyciu trasy, powrót autostopem do domu.