Podczas podróżowania po Iranie, niejednokrotnie wspominaliśmy Irańczykom, że wybieramy się do Bandar Abbas – miejscowości położonej na południu, nad Zatoką Perską. Każdy z nich odradzał nam to stanowczo, twierdząc, że jest tam niesamowicie gorąco. Traktowaliśmy te ostrzeżenia nie do końca poważnie, uznając, że przesadzają. Jak się okazało, wcale nie przesadzali. Trafiliśmy do piekła!
Uwielbiam jeździć na pace pick-upów. Zdarzało mi się to już kilkukrotnie podczas moich autostopowych podróży. Uwielbiam kiedy wiatr rozwiewa włosy – czuję się wtedy wolny i szczęśliwy.
Dziś, pierwszym złapanym stopem jest właśnie taki pick-up. Podróż przebiega fantastycznie. Wiatr rozwiewa nam włosy – cieszymy się jak dzieci. Po piętnastu minutach zaczynają nas boleć uszy i głowy od dudnienia powietrza. Jedziemy bowiem z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę. Po trzech kwadransach mamy serdecznie dość podróżowania w ten sposób. Jest głośno i w dodatku niewygodnie, bo siedzimy na twardej podłodze. Auto zatrzymuje się po pięciu kwadransach. Oczywiście nie ma co narzekać, ale nie była to najprzyjemniejsza podróż.
Trafiamy w daktylowe zagłębie. Mnóstwo daktylowych plantacji, dziesiątki straganów z wieloma odmianami tych słodkich owoców. Idziemy nawet na jedną z plantacji, aby bliżej przyjrzeć się palmom daktylowym.
Im dalej na południe kraju zjeżdżamy, tym goręcej się robi. Temperatura jest tu znacznie wyższa, niż jeszcze sto kilometrów wcześniej. Na szczęście, dość szybko łapiemy na stopa kolejny samochód.
Jest nim trzydziestoletnia ciężarówka. Jak twierdzi sympatyczny kierowca, jest to jej ostatni kurs przed zezłomowaniem. We wnętrzu jest bardzo głośno i gorąco. Na szczęście, auto wyposażone jest we własnoręcznie zrobiony klimatyzator, z którego zimne powietrze wychodzi przez starą rurę od odkurzacza. Niestety, przy ostrym podjeździe klimatyzacja musi zostać wyłączona, żeby nie przegrzać silnika. Dla bezpieczeństwa, kierowca polewa jeszcze maskę wodą z butelki. Szyby mamy otwarte, ale o jakimkolwiek orzeźwiającym wietrze nie ma mowy – jedziemy z prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę. Z resztą, przy tej temperaturze, wiatr w cale nie chłodzi.
Podróż jest ciężka i męcząca, ale bardzo ciekawa – w życiu nie jechałem takim złomem!
Wreszcie wychodzimy z kabiny na ulice Bandar Abbas. Termometry pokazują 52 stopnie Celsjusza. Ogromna wilgotność powietrza sprawia, że odczuwalna temperatura jest jeszcze wyższa. – Trafiliśmy do piekła! – myślimy sobie.
Plan był taki, że śpimy w namiocie. Problem w tym, że przez ten upał i wilgoć, całe ciało momentalnie pokrywa maź złożona z nieparującego potu i wszechobecnego pyłu. Koszmar! Spanie w namiocie wykluczone!
Idziemy do centrum handlowego, łapiemy wifi i rozsyłamy zapytania na CouchSurfingu. Momentalnie odzywa się kilkoro Irańczyków, z których wybieramy Arasha. Chwilę później spotykamy się z nim i jedziemy do domu jego znajomego – Poolia.
Tam spędzamy kolejny świetny wieczór po czym idziemy spać. Jutro czeka nas trudny dzień. Chcemy złapać na stopa statek do Zjednoczonych Emiratów Arabskich…