Moim dzisiejszym celem jest Tariat, a właściwie znajdujące się obok niego jezioro Caagam Nuur, znane jako Wielkie Białe Jezioro. Dzieli mnie od niego jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów. Nie dużo, nawet po mongolskich drogach. Kto by pomyślał, że przez cały dzień nie uda mi się do niego dojechać.
Kliknij, aby dowiedzieć się więcej
Stoję na wylocie z Cecerleg i łapię stopa. Zatrzymuje się auto, a w nim gburowaty staruszek. „Tariat?” – pytam, a ten, znanym na całym świecie gestem pocieranych o siebie palców, pyta ile mu zapłacę. Pokazuję więc małą karteczkę z napisem w języku mongolskim: nie mam pieniędzy. Uśmiecha się i odjeżdża.
Wkrótce zatrzymuje się kolejne auto. Pokazuję tę samą karteczkę, a kierowca i pasażer w śmiech, po czym zapraszają do środka. Podczas jazdy okazuje się jednak, że nie są zbyt mili. Nie chcą w ogóle rozmawiać, nawet nie próbują. Ogólnie są jacyś dziwni. Na dodatek sporo się po drodze zatrzymują – to bank, to sklep. Ale nawet mnie to nie irytuje. Przecież mi się nie spieszy.
Nagle skręcamy z głównej drogi w step. Nic przed nami, tylko step. Pytam o co chodzi, ale oczywiście nic nie rozumiem, z odpowiedzi w języku mongolskim. Dziesięć minut, dwadzieścia. Cały czas step. Zastanawiam się czy wysiąść, czy może kierowca jedzie jakimś skrótem.
Zaczynam się mocno niepokoić. Gdybym miał wracać pieszo do głównej drogi, zajęłoby mi to cały dzień. Nagle na horyzoncie pojawia się stara ciężarówka. Podjeżdżamy bliżej i zatrzymujemy się, ku radości stojących przy niej panów.
Okazuje się, że przyjechaliśmy im pomóc, gdyż zepsuł im się pojazd. W bagażniku mamy sporo części zamiennych. Zabieramy się do pracy. Nie bardzo rozumiem co jest nie tak, ale ile mogę to pomagam. To coś przyniosę, to coś podam. Tak mija dwie godziny.
Wreszcie młody kierowca woła mnie do auta. Jedziemy! Ale… w złym kierunku. Po piętnastu minutach dojeżdżamy do małej jurtowej osady. Mieszka w niej typowa, koczownicza rodzina mongolska. Podczas gdy kierowca rozmawia z gospodarzem, ja fotografuję kręcące się wokół dzieci.
Wreszcie nomadowie zapraszają nas do wnętrza swej jurty. Podają suutej caj – herbatę z mlekiem, a potem znany mi już cujwan – makaron z baraniną i warzywami. Po posiłku gospodarz podaje mi małą czarkę. Po uśmiechach wszystkich wokół domyślam się, że to archi – mongolska wódka. Ma nie więcej niż piętnaście procent alkoholu i pachnie zsiadłym mlekiem.
Wypijam całą zawartość, po czym gospodarz z powrotem napełnia czarkę i podaje kolejnemu gościowi. Tutaj uświadamiam sobie jaką popełniłem gafę, bo każdy kolejny pijący, bierze jedynie łyk trunku i oddaje czarkę głowie rodziny. Ale cóż, jestem z Polski. My pijemy do dna.
Pożyczamy od nomadów agregat i znów jedziemy do zepsutego auta. Kolejne dwie godziny mijają na bezskutecznych próbach naprawy. Jest już późny wieczór więc czas wracać do głównej drogi. Tam okazuje się, że mój kierowca jedzie z powrotem do Cecerleg. Wysiadam więc, zaskoczony, że nie wysadził mnie dokładnie w tym samym miejscu, pięć godzin temu. Zaskoczony, ale nie zły, bo niby straciłem ten czas, ale za to odwiedziłem jurty prawdziwych mongolskich nomadów.
Słońce już zaszło i robi się coraz zimniej. W stepie jak na pustyni – w dzień upał, w nocy przymrozki. Macham jeszcze kciukiem na nieliczne przejeżdżające auta, ale właściwie to nic nie chcę już dziś złapać. Okolica jest tak piękna, że chętnie spędzę tu noc.
Chyba nie ty jeden byś się pomylił z tym alkoholem… Ale jak mówią co kraj to obyczaj 😉
Piękne zdjęcie to z tym człowiekiem na koniu, normalnie jakby się ruszało!
Skąd mają wodę w jurtach? Dowożą? Skąd? Z rzek? Nadaje się do picia? Czy rozbijają się tylko nad rzekami/przy źródłach? Mają jakieś wychodki, czy tylko step do dyspozycji ;-)?
Wode maja z rzek. Z tego co ja widzialem, to rzeki maja brudne, ale wlasnie taka wod pija. Dowoza sobie w duzych zbiornikach,a niektorzy sie po prostu rozbijaja przy rzece, ale to nie kazdy.
Wychodek jest przy kazdej jurcie/jurtowisku w pewnej odleglosci. Zwazywszy na to, ze w zimie mają temperatury rzedu -40 st, to musza byc bardzo szybcy 😉
Czy na zdjęciach w jurtowej osadzie widać antenę satelitarną ?
Tak i jest to absolutny standard. Zazwyczaj przed jirta stoi antena, baterie sloneczne, co najmniej jeden samochod i co najmniej jeden terenowy samochos… Wbrew pozorom nomadowie to zazwyczaj bardzo zamożni ludzie.
Ładnie w tej jurcie mają urządzone,ze smakiem.Bona.