Bilety w tak niskiej cenie udało się kupić jeszcze w czasie wakacji. Głupio by jednak było, gdyby lot do Irlandii wyniósł nas mniej, niż przejazd z Krakowa na lotnisko w Warszawie, skąd miał wylatywać nasz samolot. Zacząłem więc szukać alternatywy i jakiś czas później miałem już dwa bilety do stolicy linii PolskiBus. Za osiem złotych.
Ale dość o pieniądzach.
Chmury – tylko tyle widać przez małe okienko w samolocie. Podchodzimy do lądowania, przebijamy się przez warstwę nimbostratusów i naszym oczom nieśmiało ukazuje się Irlandia. Pierwsze wrażenie – faktycznie jest zielona!
Lądujemy w Cork, sporym mieście, które sto lat temu było ostatnim przystankiem Titanic’a przed wypłynięciem w tragiczny rejs. Słynnego portu nie odwiedzamy, gdyż mimo historycznej wartości, jest to jedynie nieciekawy, współczesny, szary port.
Czas złapać pierwszego stopa na Zielonej Wyspie. Wystawiamy kciuki i po chwili zatrzymuje się irlandzkie auto, a w nim… Polak. Jedziemy z nim wprost do uroczej miejscowości Limerick, w której poziom świątecznego klimatu osiągnął już ten stan, co w Polsce tydzień przed wigilią.
Na mojej liście marzeń widnieją dwa wpisy dotyczące Irlandii. Pierwszy z nich: „wypić Guinness’a w irlandzkim pubie” mogę wykreślić już pierwszego wieczora. Zanim jednak opróżnię kufel ciemnego piwa, przemierzamy całe miasto w poszukiwaniu najbardziej irlandzkiej knajpki. Nie można wszak delektować się smakiem tradycyjnego trunku w jakimś tam zwykłym pubie. Wreszcie znajdujemy satysfakcjonujące miejsce i mimo wysokiej ceny wypijamy Guinnessa… na pół.
Noc spędzamy u sympatycznego Davida z CouchSurfingu. Rano otwieram oczy i od razu wpadam w dobry humor, bo przez zasłonkę przebijają się ostre promienie słońca. Znów jest piękna pogoda, co cieszy tym bardziej, że dziś jedziemy w najpiękniejsze miejsce tej podróży. Miejsce, które nie raz spowite jest mgłą krzyżując plany turystom spragnionym pięknych widoków. Po drodze jednak niebo zasnuwa się deszczowymi chmurami, a nasze nastroje szarzeją wraz z pogodą. Zaczyna padać, ale po kilkunastu kilometrach znów wychodzi słońce, a po chmurach nie ma śladu. Kiedy opowiadam kolejnym kierowcom, o tych pogodowych anomaliach, żaden z nich nie wykazuje specjalnego zdziwienia. Przecież to Irlandia…
Cliffs of Moher – jednoznacznie kojarząca się Polakowi nazwa nie ma jednak nic wspólnego z żadnym radiem, ani opcją polityczną – to potężne klify, jedno z najbardziej popularnych miejsc Irlandii. Pionowe ściany opadające ponad dwieście metrów do spienionego oceanu. Nie sposób oddać w słowach ich potęgi. Nie sposób oddać jej na zdjęciach. Nawet na żywo ciężko dostrzec, jak są ogromne, a kiedy już się to uda i tak trudno uwierzyć własnym oczom.
Spacerujemy wzdłuż klifów do zachodu, upajając się piękną pogodą, a wieczorem wracamy do Davida. Nasz gospodarz nie kryje zdziwienia, że udało nam się przejechać dziś prawie dwieście kilometrów. Jest w szoku, że autostop może być tak efektywnym i szybkim środkiem transportu. Faktycznie, w Irlandii stopowanie jest zaskakująco łatwe i przyjemne, a czas oczekiwania na okazję to średnio pięć minut.
Trzeciego dnia naszej irlandzkiej przygody udajemy się do leżącego nad oceanem Dingle. Cały dzień, o dziwo, świeci słońce, ale w momencie dotarcia do celu, spadają na nas pierwsze krople deszczu. Plan przejechania widokowej pętli po malowniczym półwyspie spala na panewce. Chodzimy więc po mieście i szukamy najtańszego hostelu, bo CouchSurferów niestety w pobliżu nie było.
Wieczorem udajemy się do klimatycznej tawerny, gdzie akurat rozpoczyna się koncert. Uwielbiam irlandzką muzykę, a możliwość posłuchania jej na żywo, na Zielonej Wyspie, z Guinnessem w ręku, było marzeniem trudnym do zrealizowania podczas tak krótkiej, autostopowej wycieczki. A jednak, udało się!
Następnego dnia słońce znów świeci ostrymi promieniami. Jest ciepło i pięknie, a my… musimy wracać. Żeby zdążyć na poranny lot już dziś wieczorem powinniśmy być w oddalonym o ponad dwieście kilometrów Cork. Z drugiej strony, być na tym pięknym półwyspie i nie objechać trasy widokowej. W taką pogodę nie zobaczyć, co to miejsce ma nam do zaoferowania. Podejmujemy ryzyko. Łapiemy stopa w stronę oceanu i wkrótce zatrzymują się przesympatyczni Ruth i Tony.
Ruth i Tony wybrali się na wycieczkę bez celu. Nie wiedzą gdzie chcą jechać, więc zgadzają się jechać wszędzie tam, gdzie my zaproponujemy. Od słowa do słowa ustalamy, że objedziemy półwysep, zobaczymy najciekawsze miejsca na trasie, a wieczorem udamy się… na lotnisko. Ryzyko się opłaciło!
Półwysep Dingle urzekł mnie jeszcze na etapie planowania tej wyprawy. Jego zdjęcia przedstawiały taką Irlandię, jaką sobie wyobrażałem i jaką chciałem zobaczyć. Na mojej liście marzeń jest nawet pozycja: „Zobaczyć zieloność Irlandii” i właśnie tutaj chciałem je spełnić. Tętniące zielenią łąki, opadające skalistym zboczem do wzburzonego morza, pastwiska pełne owiec, rozdzielone kamiennymi ogrodzeniami i rozrzucone gdzieniegdzie szare domy, wyciągnięte niemal ze średniowiecza. To widok, który chciałem zobaczyć na Zielonej Wyspie i muszę przyznać, że jestem w stu procentach usatysfakcjonowany.
Wieczorem zwiedzamy jeszcze absolutnie nieciekawe stare miasto w Cork. Noc spędzamy na lotnisku, a nad ranem wznosimy się w powietrze. W samolocie podsumowujemy wycieczkę. Miało padać, a świeciło słońce. Miało być ciężko z autostopem, było bajecznie łatwo. Miało być pięknie, a było przepięknie! Irlandia jest niezwykła, a jej krajobrazy są niemal wyciągnięte ze snów. Bo ta podróż była jak sen. Sen, który nagle z szarej rzeczywistości przenosi w piękny, kolorowy świat. Sen, który szybko i zupełnie niespodziewanie kończy się, pozostawiając jedynie zamglone wspomnienia. Wspomnienia obrazów, zapachów, dźwięków, ludzi i emocji, które są najcenniejszą pamiątką jaką można przywieźć z każdej podróży.
Tabela z portfela, czyli podsumowanie kosztów na osobę | ||
Noclegi | 55 zł | • dwa darmowe noclegi u Davida z CouchSurfing’u, • w Dingle, małej rybackiej miejscowości, nie udało się znaleźć nikogo z CouchSurfingu’s więc śpimy w hostelu. Mimo, że jest najtańszy w okolicy, kosztuje nas całe 13€/os, • ostatnią noc śpimy na lotnisku, bez żadnych problemów. |
Transport | 49 zł | • PolskiBus z Krakowa do Warszawy – 8zł, • autobus ze stolicy do lotniska Modlin – 8zł, • lot w obie strony, w sumie 18zł, • dwa razy korzystamy z nieprawdopodobnie drogiej komunikacji miejskiej w Limerick. Jeden bilet kosztuje tam 1,8€ (dla porównania, bilet metra w Paryżu na wszystkie linie to koszt 1,2€.), • w Irlandii poruszamy się wyłącznie autostopem, • powrót z Modlina do Krakowa również autostopem. |
Jedzenie i picie | 49 zł | • przywozimy z Polski sporo pasztetów, poza tym jemy produkty z supermarketów, choć nawet tam jest dosyć drogo, • woda z kranu w Irlandii jest zdatna do picia, • grzechem byłoby nie napić się Guinness’a, więc robimy to mimo wysokiej ceny (4,5€). |
Bilety wstępu | 0 zł | • jedyna płatna atrakcja jaką odwiedziliśmy to klify Moher (6€), jednak teraz, po sezonie kasy były pozamykane. |
Inne | 4 zł | • trzy pocztówki za 1€, |
SUMA | 157 zł | |
Dziennie (4 dni) | 40 zł |
Gratuluję umiejętności szybkiego zjednywania sobie sympatii ludzi!
Piękne zdjęcia i zgrabny filmik 🙂
kiedy dokładnie byłeś tam? świetna relacja, pozdro:)
14-18 listopada 🙂
dzięki za odp. mogę mieć jeszcze kilka pytań?
– jacy ludzie zabierają autostopowiczów tam? czy naprawdę tak krótko czekaliście?
– czym fotografujesz, jakie obiektywy? 🙂
– czy byliście tam na plaży, na dole? czy nad morzem wiało?
a na klifie? 😀
dzieki:)
– Ludzie zabierają tacy sami jak wszędzie indziej. Najczęściej faceci, ale zdarzyły się też jedna kobiety i kilka par. Czekaliśmy naprawdę bardzo krótko.
– mam Canona 500d a obiektyw, który zabieram w podróże to Sigma 17-50 F2.8.
– na tej plaży, z której mamy zdjęcia? Byliśmy. Czy chodzi o jakąś inną? Tam w ogóle nie wiało, pogoda była bardzo ładna. Podobnie na klifie. Klify Moher słyną z porywistych wiatrów, które czasem zwiewają turystów do morza. Trafiliśmy jednak na taką pogodę, że nie wiało w ogóle, ale to w Irlandii prawdopodobnie rzadkie zjawisko 😉
wspaniała wycieczka i niesamowicie tania 🙂 dla sprostowania: teraz już metro w Paryżu kosztuje 1,7€ (przynajmniej tyle płaciłam miesiąc temu)
zazdroszczę, że udało Wam się latać za grosze i ubolewam, że mnie to ominęło i już raczej nie mam szans, by tego spróbować 🙁 że tez musieli wprowadzić te paskudne opłaty.. ;(
Sześćdziesiąt złotych u Ryanaira to też nie jest dużo jak na podróż w dwie strony. A w Wizzairze bezpłatny bagaż podręczny jest mały, ale da się w niego spakować na wycieczkę 😉
Więc nadal tanio latać można!
Co do Paryża, to fakt bilet jest za 1,7€ i też tyle płaciłem, ale jak się kupi dziesięć sztuk na raz, to wtedy płaci się 12€, dlatego napisałem 1,2€ 🙂
Ojeeej, jaki tani bilet na Modlin! 🙂 Jaki to środek transportu i gdzie taki bilet można dostać? Bo zdaje się, że autobusy na lotnisko nadal kosmicznie drogie, a koleją też drożej o połowę 😉
Firma transportowa Translud. Sprzed Pałacu Kultury odjeżdża do Nowego Dworu Mazowieckiego za 8zł. A w Nowym Dworze już czeka mały busik, który w cenie tego biletu zawozi wprost na lotnisko 🙂 Polecam 🙂
Dziękuję pięknie 🙂
Ciekawe zdjęcia, fajna relacja i garść pożytecznych info 🙂 Super 🙂
Dzięki 🙂 Pozdrawiam
Nawet nie wiesz jak masakrycznie Ci zazdroszczę tej Irlandii, też jest na mojej Liście Marzeń, w pierwszej piątce nawet.
Jakie kolejne plany?
Słusznie, bo było fantastycznie. Ale ja też mam Ci sporo do zazdroszczenia 😉
A kolejne plany… jutro do Trondheim. Jak się uda, to oglądać zorzę 🙂
Możesz mi powiedzieć jakim cudem znajdujesz tak tanio połączenia na PolskiBus z Krakowa?
Gdzie byś nie pojechał tam czytam o PolskimBusie za kilka, kilkanaście złotych. Sprawdziłem na stronie i nawet z dużym wyprzedzeniem (np. 1 czerwiec) bilet do Warszawy z Krakowa kosztuje więcej niż u Ciebie w relacjach… Hmm.
PolskiBus ma jakiś dziwny system cenowy, którego jeszcze nie ogarnąłem 😉
Myślę, że działa to tak, że pierwsze bilety są tanie, następne droższe a ostatnie najdroższe, choć chyba nie zawsze tak to działa. Pewnie jest tak jak z tanimi liniami lotniczymi – raz jest lot za 4zł, a następnego dnia za 800zł, nie wiadomo dlaczego. Nie wiem od czego zależy cena tych biletów.
Ja korzystałem z PolskiegoBusa dwa razy w życiu – wtedy kiedy na interesujący mnie termin znalazłem interesującą cenę. Czasem też było tak, że szukałem taniego połączenia PolskimBusem, ale nie znalazłem satysfakcjonującej ceny, więc rezygnowałem na rzecz np. autostopu.
(Przed chwilą wpisałem pierwszą lepszą datę – 4 kwietnia – na trasie Kraków – Warszawa. Na godzinę 01:35 cena wynosi 10zł. Sprawdź 😉 Może jest tak jak z biletami lotniczymi, że najlepsze promocje są 1-2 miesiące przed podróżą)
(środa 15 maja, ta sama trasa – 5zł 😉
Zapodział mi się adres, co szczęście po dłuższej chwili odnalazłam 🙂
Chyba moja ulubiona relacja…
W Irlandii najbardziej za serce złapały mnie klify, rzeczywiście zdjęcia tego nie oddają, trzeba tam być stać zaraz przy krawędzi i poczuć ten ogrom, tą wielkość na własnych oczach/skórze.
Ludzie 🙂 trafiłam na okres marcowy, a w tym Dzień Świętego Patryka. Ich gościnność, zabawa, uśmiechy i życzliwość robi swoje, nawet w czasie, gdy w ciągu godziny spotykasz się z każdą porą roku.
Masz rację! Ludzie są bardzo życzliwi i pomocni 😉
A Irlandia przepiękna – chyba najpiękniejszy kraj jaki odwiedziłem. Szkoda tylko, że tak często pada deszcz. W słońcu wygląda znacznie lepiej 🙂
Witam, bardzo chciałabym polecieć do Irlandii, najlepiej do Dublina, mieszkam koło Bydgoszczy. Teraz jest problem, kiedy lecieć, by bilet był okazją. Mam tam Rodzinę i chciałabym zrobić im niespodziankę w przyszłym roku, no ale nigdy nie latałam… Poza poradnikiem przydadzą się każde dodatkowe informacje:) Chciałabym polecieć z dwójką dzieci i z mężem, ale nie wiem czy to się opłaci:) Serdecznie pozdrawiam
Świetnie, pięknie opowiedziane, gdy się czyta czuje się tą niesamowitą irlandzką atmosferę i bliskość tego czegoś, o czym pewnie niektórzy wiedzą marząc o takich podróżach, trudno to opisać w słowach. Życzę spełnienia wszystkich marzeń i ciągłych relacji z podróży:D
MP