Wreszcie nadszedł upragniony czwartek! To dziś mamy się zgłosić w irańskim konsulacie po paszporty. Pytanie, czy będą w nich wizy. Oczywiście większość ludzi je dostaje, ale my byliśmy w Izaelu – kraju, z którym Iran bardzo się nie lubi. Co prawda z bloga i z Facebooka, na czas tej podróży usunąłem wszelkie ślady mojej obecności w Ziemi Świętej, ale kto wie jak bardzo Irańczycy przegrzebują internet. We wniosku skłamałem, że w Izraelu nie byłem. Gdyby kłamstwo wyszło na jaw, wiz byśmy nie dostali, przez co podróż do Dubaju byłaby niemożliwa. Dziś jest nasza chwila prawdy…
Dzień 22.
Do konsulatu idzie tylko Piotrek, bo ja nie chcę przeciążać skręconej kostki. W tym czasie rozmawiam z Yusufem o religiach. Yusuf jest dość ortodoksyjnym muzułmaninem, dlatego mam do niego mnóstwo pytań związanych z islamem.
Niestety, po jakimś czasie Piotrek daje mi znać, że też muszę się zjawić w konsulacie. Idę więc bardzo powoli i po godzinie razem wchodzimy do budynku. Irańska sekretarka podchodzi wręcza nam paszporty. Zaglądamy do środka i… są! Mamy wizy! Jedziemy do Iranu!
W euforii nagrywamy film i robimy kilka zdjęć z wizami. Dostaliśmy ogromny zastrzyk energii, bo wiemy, że dziś znów będziemy w drodze! Co prawda jest już godzina szesnasta, a na wylot dotrzemy dopiero o zachodzie słońca, ale to nic – trzeba się stąd ruszyć. Trzeba znów poczuć smak podróży!
Żegnamy się z Yusufem. Pożegnanie nie jest łatwe, bo naprawdę się polubiliśmy. Spędziliśmy razem przemiłe chwile, a sam Yusuf jest bez wątpienia osobą, która pomogła nam najwięcej w czasie całej tej podróży.
Stoimy na poboczu kilkadziesiąt minut. Słońce już zachodzi i powoli robi się ciemno. Mimo wszystko, tego wieczora łapiemy jeszcze siedem stopów. Ostatnim z nich jest pickup, w którym siedzi kilkoro młodych chłopaków. Wyglądają sympatycznie, więc wskakujemy na pakę. Jest całkowicie ciemno, bo jedziemy przez całkowicie niezabudowane tereny. Kładziemy się na plecakach, a nad nami rozpościera się czyste niebo, z idealnie widoczną drogą mleczną. Takie chwile są w podróżach absolutnie niezapomniane!
Podróż nie trwa długo. Wysiadamy na stacji benzynowej, gdzie do stolika zaprasza nas właściciel pobliskiej restauracji. Zamawia nam herbatę ale rozmowa się nie klei. Potem dostajemy obiad, aż wreszcie, wąsaty Turek zaprasza nas na nocleg. Pod restauracją ma pokoje, w których możemy przespać się za darmo.
Idziemy więc do tajemniczego pomieszczenia i zostajemy zakwaterowani w małym pokoiku, w którym nie mieści się nic oprócz dużego łóżka. Dookoła porozrzucane są osobiste rzeczy, ale skoro tu kazał nam się położyć, to chyba nie jest to jego pokój. Kładziemy się i niemal zasypiamy kiedy nagle słyszymy, że ktoś się zbliża.
Otwierają się drzwi naszego pokoju i staje w nich wąsaty Turek z ośmiopakiem piwa i czipsami. Nie odmówimy człowiekowi, który nam bezinteresownie pomaga więc bierzemy po piwie. Rozmowa nadal się nie klei, ale co gorsze, sympatyczny pan zaczyna wysyłać dwuznaczne spojrzenia. Sytuacja jest jeszcze bardziej krępująca, bo pod śpiworami jesteśmy tylko w majtkach. Do tego wszystkiego właściciel wchodząc, zamknął pokój na klucz.
Po polsku swobodnie wymieniamy swoje obawy o zamiary wąsatego Turka. Jesteśmy prawie pewni, że ta pomoc nie jest bezinteresowna. Piotrek sprawdza czy w razie czego można wyskoczyć przez okno. Nie jest niebezpiecznie, bo jest nas dwóch, a Turek jest niski i mały, ale boimy się, że wyjdzie nieprzyjemnie i będziemy musieli się stąd zawijać. Wreszcie, pod pretekstem umycia zębów wychodzimy z pomieszczenia i kładziemy się na wersalce w korytarzu. Zasmucony pan, zaprasza nas z powrotem do swojego pokoju, ale stanowczo odmawiamy. Reszta nocy przebiega bez żadnych niespodzianek.
Dzień 23.
Kolejny dzień jest trudny. Szczególnie dla Piotrka, którego właśnie dopadła tzw. zemsta sułtana. Od rana do wieczora niestrudzenie łapiemy stopa, nawet mimo faktu, że twarz Piotrka czasem przybiera zielonkawą barwę. Wieczorem, kiedy nieco mu przechodzi, lądujemy w miasteczku Agri. To tutaj miał się rozpocząć najniebezpieczniejszy odcinek. Yusuf ostrzegał nas, że za tą miejscowością zdarzały się ostatnio ataki kurdyjskiej grupy terrorystycznej PKK. Jego znajomy z tego miasta, podobno dla bezpieczeństwa w ogóle nie wychodzi z domu. Uznaliśmy to, za przesadzone ostrzeżenia i postanowiliśmy jechać właśnie tędy. Nieco zmieniamy zdanie, dojeżdżając do Agri…
Już na przedmieściach dostrzegamy opancerzone wozy na ulicach. Na poboczach stoją ciężkie wojskowe pojazdy z długimi lufami. Zbliżamy się do centrum, gdzie stoi opancerzony wóz policyjny z wodną armatką. Obok przechodzi młody mężczyzna w… kamizelce kuloodpornej. Początkowo jesteśmy przerażeni bo myślimy, że to zwykły przechodzień, który ubrał ją dla bezpieczeństwa, ale okazuje się, że to policjant. Ucinamy sobie z nim krótką pogawędkę. Opowiadamy, że chcemy jechać stopem do Iranu. Ten mówi, że nie ma problemu. Byle byśmy jechali rano, bo w nocy może być niebezpiecznie.
Słuchamy więc rady funkcjonariusza i idziemy spać w pobliskim zagajniku, żeby jutro ruszyć do Iranu.