Po chwili stania w deszczu, zatrzymuje się kolega naszego kierowcy i oferuje podwózkę do miasta. Tak oto podczas autostopowej podróży, przygnębienie przeplata się z radością. Tym bardziej, że w Ohridzie świeci słońce. Zwiedzamy stare miasto, od czasu do czasu chowając się przed przelotnymi deszczami.
Wieczorem, podczas konsumpcji rybnej konserwy, podchodzi do nas Macedończyk w średnim wieku i oferuje pokój w swoim pensjonacie. Odmawiamy mu przez dobre pół godziny, ale ten najwyraźniej odbiera to jako targowanie. Wreszcie schodzi do tak niskiej ceny, że mimo planu spędzenia nocy w namiocie, decydujemy się na wynajęcie pokoiku.
Ranek wita nas piękną pogodą. Jedziemy więc tam, gdzie lubimy jeździć najbardziej – w góry!
Nad Ohridem i jeziorem Ochrydzkim góruje masyw Galiczica, z najwyższym punktem – Magaro (2255 m n.p.m.). W drodze na szczyt, w totalnej głuszy, trafiamy na małą chatkę ze znakiem czerwonego krzyża. Podchodzimy bliżej, popychamy drzwi… otwarte. Wchodzimy więc do środka i wkrótce okazuje się, że to schronienie dla turystów. W środku znajdujemy sporo długoterminowego jedzenia, wodę, gaz, łóżka, koce i porąbane drewno. Co prawda do zmroku jeszcze daleko, ale my już wiemy, że spędzimy tu noc.
Zdobywamy Magaro, z którego nie widać nic poza mgłą, a następnie schodzimy do chatki, w której – jak wynika z księgi gości – ostatni turyści byli trzy miesiące temu.
Do cywilizacji mamy wiele kilometrów, dookoła tylko góry i dzika przyroda. Za oknem rozpętała się burza, pioruny walą w okoliczne drzewa, a my owinięci kocami gramy w karty przy świetle płomienia z kominka. Była to jedna z najbardziej niezwykłych nocy ze wszystkich moich podróży.
Następnego dnia, łapiemy na stopa starsze małżeństwo. Mimo braku wspólnego języka, dogadujemy się całkiem nieźle. Razem zwiedzamy ponad tysiącletni monastyr Świętego Nauma, a potem macedońska para zabiera nas na kawę.
Trasę po Macedonii zaplanowaliśmy według dostępnego w internecie opracowania dziesięciu największych atrakcji kraju. Okazuje się, że to dość popularny „przewodnik”, bo większość spotkanych w drodze Polaków, ma dokładnie tę samą listę atrakcji.
Zdobywamy więc wzgórze Treskovac z podobno wyjątkowym monastyrem, który dla nas jest taki sam jak każdy inny.
Odwiedzamy też zatopiony kościółek w parku narodowym Mawrowo – narciarskim kurorcie, całkowicie opuszczonym latem.
Wbrew powyższemu zdjęciu, nie jedziemy jeszcze do domu. „Matka” to nazwa pięknego kanionu, w pobliżu macedońskiej stolicy.
Docieramy wreszcie do Skopje – miasta pomników, z których większość przedstawia faceta na koniu. Macedońska stolica to również miejsce urodzenia Matki Teresy, której muzeum oczywiście odwiedzamy.
Niestety nie udaje się znaleźć noclegu na Couchsurfing’u, więc pozostaje poszukanie miejsca na rozbicie namiotu. Spoglądamy na mapę miasta, w poszukiwaniu jakiegokolwiek zielonego terenu. Jest! Duży, zielony kwadrat. Pewnie park, a więc wyśmienite miejsce na nocleg.
Po drodze przechodzimy ulicą, na której skąpo ubrane panie świadczą swoje usługi. Robi się nieco nieprzyjemnie, kiedy w naszą stronę kierowane są jakieś krzyki. Na szczęście, bez większych problemów docieramy do parku, który okazuje się być całkiem wybitnym wzgórzem. Czeka nas noc z widokiem na Skopje.
Z listy atrakcji zostały nam jeszcze dwa nieodhaczone miejsca. Jednym z nich jest Kuklica – skalne miasto. Dojeżdżamy do początku pieszego szlaku, ale mamy problem – skończyło nam się jedzenia. Nagle obok nas zatrzymuje się bus z holenderską wycieczką. Pani przewodnik, myśląc, że się zgubiliśmy, wysiada i oferuje pomoc. Pytamy więc, o najbliższy sklep. „Sklep? Tutaj? Chyba żartujecie.” – słyszymy – „A czego potrzebujecie?”. Odpowiadamy, że jedzenia i od razu w busie znajduje się kilka porcji tradycyjnego bałkańskiego burka (rodzaj francuskiego ciasta z mięsem).
Zostawiamy ciężkie plecaki na podwórku miejscowego Macedończyka i kierujemy się w stronę Kuklicy. Po drodze, z pobliskiego kościółka dobiegają nas dźwięki wesołej muzyki. Idziemy zobaczyć co się dzieje i po chwili uczestniczymy w czymś na kształt prawosławnego odpustu.
Łamanym angielskim i niemieckim rozmawiamy z miejscowymi, którzy nie chcą nas wypuścić, zanim nie zjemy obiadu i nie wzniesiemy kilku toastów.
Kuklica, reklamowana jako absolutny cud natury, jest ewenementem na skalę Macedonii. Na skalę europejską, jest raczej podrzędną atrakcją. W samej Polsce można znaleźć znacznie bardziej okazałe formy skalne. Mimo, że sama Kuklica nieco nas zawodzi, to jednak kontakt z miejscowymi ludźmi, jakiego tu doświadczamy, jest absolutnie wyjątkowy i bezcenny.
Odbierając plecaki, zostawione u miejscowego Macedończyka, zostajemy zaproszeni na kawę. Zaraz znajduje się sąsiad, który nieco zna niemiecki i już rozmowa zaczyna się kleić.
Pod wieczór łapiemy na stopa busa na polskich numerach. Okazuje się, że to samochód polskiej armii, a w nim trzech żołnierzy stacjonujących w Kosowie. Zabieramy się z nimi na małą wycieczkę, odhaczając ostatnią atrakcję z listy – Kokino – pozostałości obserwatorium astronomicznego sprzed czterech tysięcy lat.
Obecnie są to tylko kamienie, które wydają się być zupełnie zwyczajnymi kamieniami. Jednakże NASA uznała Kokino za jedno z trzech najważniejszych megalitycznych obserwatoriów astronomicznych na świecie, zaraz obok Stonehenge i Abu Simbel.
Na pożegnanie dostajemy od żołnierzy kilka butelek wody, na koszt amerykańskiej armii. Tak kończymy naszą podróż po Macedonii.
Pierwszy dzień powrotu nie jest zbyt udany. Przejeżdżamy niecałe dwieście kilometrów. Serbowie wydają się w ogóle nie chwytać idei autostopu. Na szczęście nazajutrz nadrabiamy stracony czas i lądujemy aż na Słowacji, z wynikiem dziewięciuset kilometrów. Ostatnie trzysta pokonujemy bez problemu dwudziestego pierwszego dnia bałkańskiej podróży.
Wspomnianą wcześniej listę dziesięciu największych atrakcji Macedonii, można by z powodzeniem zredukować do czterech miejsc. Pozostałe sześć jest dopisane nieco na siłę. Szczególnie, że w wiele z nich ciężko się dostać. Czasem, po długiej autostopowej drodze, dojeżdżając do jednej z reklamowanych atrakcji, czuliśmy się nieco zawiedzeni. Ale Macedonia nadrabia innymi atrakcjami. Piękne góry (których nie zawarto w liście dziesięciu atrakcji) i przyjaźni ludzie. Właśnie dzięki nim Macedonia w moim rankingu ulubionych krajów zajęłaby bardzo wysoką pozycję.
Tabela z portfela, czyli podsumowanie kosztów na osobę | ||
Noclegi | 59 zł | • Jedną noc spędzamy na kempingu w pobliżu greckich Meteorów za 7 € na osobę. • W macedońskim Ohridzie dajemy się namówić na wynajęcie pokoiku, również w cenie 7 € na osobę. • Resztę nocy spędzamy w namiocie rozbitym tam gdzie nas zastał zmrok, lub u osób, które nas zaprosiły. |
Transport | 6 zł | • Podróżujemy wyłącznie autostopem, z wyjątkiem… • …podmiejskiego pociągu z Katerini pod górę Olimp. Koszt – 1,40 €. |
Jedzenie i picie | 369 zł | • Jemy głównie produkty kupione w sklepach w czasie podróży. Bierzemy też kilka polskich pasztetów na czarną godzinę. • W Albanii próbujemy regionalnych małż. • Podczas całej podróży często jemy tradycyjnego bałkańskiego Burka – rodzaj ciasta francuskiego z mięsem lub serem. |
Bilety wstępu | 36 zł | • Bilet wstępu do jednego z greckich klasztorów – Meteorów kosztuje nas 3 € / os. • Wejście na fortecę w Ohridzie, to koszt 2 zł za osobę. • Zwiedzanie albańskiego miasta Butrinti kosztuje 21 zł / os. |
Inne | 9 zł | • Dwa razy korzystamy z kawiarenek internetowych, za co płacimy w sumie 5 zł. • W Albanii kupujemy dwie pocztówki 2 x 1 zł. Znaczki kosztują nas 10 zł. |
SUMA | 479 zł | |
Dziennie (20 dni) | 24 zł |
Fajna przygoda i przyjemnie się czytało relacje z Waszej podróży. Pozdrawiam i najlepszego w 2014!
Super się czyta, dzięki tej relacji sama nabrałam ochoty na Macedonię 🙂
Kurcze, muszę się wybrać 🙂 Chociaż taka myśl pojawia się po każdej relacji.
Co Ty robiesz z człowiekiem 😀
Szczęśliwego, wymarzonego, podróżniczego 2014 roku! 🙂
Inspiruję, mam nadzieję 😉 I przekazuję pasję podróżowania dalej 😉
Nocujecie byle gdzie i podróżujecie zdani na łaskę obcych ludzi. Nie boisz się że nie uda Ci się obronić tej pięknej towarzyszki i spotka Was kiedyś jakieś nieszczęście?
Boję się na tyle, żeby przedsiębrać podstawowe środki bezpieczeństwa, ale nie na tyle, żeby siedzieć w domu. Myślę, że bardziej narażam siebie i moją towarzyszkę kiedy odprowadzam ją w nocy przez Kraków, niż łapiąc stopa w dzień 😉
Niestety w dzisiejszych czasach ludziom wydaje się, że 'zaufać nieznajomemu’ = śmiertelne niebezpieczeństwo. Tymczasem otwarcie się na innych sprawia, że życie staje się bardziej kolorowe. I wcale nie oznacza to większego ryzyka 😉
Ja w zeszłym roku również odwiedziłam Macedonię. My jednak skupiliśmy się na samych okolicach Ohrydu, gdyż później w planach była nasza ukochana Albania. Macedonia jest wyjątkowo przyjemna, w szczególności pod kątem cen, ale rówineż samego klimatu 🙂
Pozdrawiam!