Bałkany 2013 – Albania

     Znane z opowieści slumsy i bieda, znane z internetu zdjęcia albańskich bunkrów i znani z filmów albańscy porywacze, stworzyli mi w głowie obraz Albanii dzikiej i niebezpiecznej. Nawet czarny orzeł, powiewający na przedartej wpół (!) narodowej fladze na przejściu granicznym, patrzył na nas złowrogo. Kiepskiego wrażenia dopełnili taksówkarze, natarczywie oferujący nam transport zaraz po wkroczeniu do kraju. Oczywiście uparcie wmawiali nam, że autostop tutaj nie funkcjonuje, ale my, jeszcze bardziej uparcie, odmawialiśmy podwózki. Najlepszym argumentem okazała się deklaracja, że i tak nie mamy Euro – tak ukochanej przez nich waluty. Po wyjściu z pola widzenia zaczepnych taksówkarzy zaczynamy łapać stopa. Dość szybko zatrzymuje się samochód, z którego wita nas pierwszy sympatyczny Albańczyk. Od teraz moja opinia o tym kraju będzie się wyłącznie poprawiać.
  

IMG_3918 
     Drogi w Albanii pozostawiają wiele do życzenia, ale autostop idzie całkiem łatwo. Pierwszym punktem naszej wycieczki jest „Blue Eye” – tajemnicze miejsce opisane w naszym pseudo-przewodniku w taki sposób, że nie mamy pojęcia czym jest.
 
IMG_3936
 
     Blue Eye okazuje się być ogromnym źródłem krystalicznie czystej wody. Z brzegu widać jedynie błękitną dziurę w dnie rzeki, ale pod jej powierzchnią kryje się głęboki, pionowy komin. Jak głęboki? Nikt nie wie, bo otwór został zbadany jedynie kilkadziesiąt metrów w dół.
 
IMG_3954
 
IMG_3956 
     Następny punkt programu to Saranda – nadmorskie miasto, w którym hotele przeplatają się ze slumsami. Nic szczególnego, więc wieczorem łapiemy stopa w stronę pobliskiego miasteczka Ksamil. Podobno jest urocze. Widząc samochód z polską rejestracją wyciągamy narodową flagę, co skutkuje natychmiastowym zatrzymaniem. Para rodaków zawozi nas na dziki półwysep – idealny do rozbicia namiotu. Tam, wspólnie spędzamy wieczór łowiąc ryby i popijając miejscowy przysmak – piwo Tirana.
 
IMG_3962 
IMG_3968 
     W uroczym miasteczku Ksamil korzystamy z ostatnich upalnych dni tego sezonu. Przedpołudnie następnego dnia spędzamy kąpiąc się w morzu i słońcu.
  
IMG_3995  
IMG_3985
 
     Leżenie na gorącym piasku nudzi się bardzo szybko, więc jedziemy zwiedzać ruiny starożytnego miasta Butrint, założonego ponoć przez Wenecjan. Podrzucają nas tam kojeni Polacy, których w tej okolicy jest mnóstwo.
 
     Widząc jakiegokolwiek turystę w tym regionie, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że jest Polakiem. Zachód Europy pewnie wciąż boi się jechać do tak dzikiego kraju. Polacy są chyba bardziej odważni. Nawet Litwini, złapani na stopa następnego dnia, oznajmiają nam, że z Albanii uciekają. Mieli zostać tu dwa tygodnie, ale jak sami stwierdzili – „it is too India”. Faktycznie, mimo, że Albania bardzo podkreśla swoją sympatię do UE, to jednak bliżej jej do Indii niż do Europy.
IMG_4009Polski pasztet – najlepszy w podróży 😉
 
     Jednakże ten dziki kraj ma ogromny potencjał. Otwarte granice sprawiają, że z roku na rok, a nawet z miesiąca na miesiąc, turystów jest więcej. Albańczycy powoli orientują się, że relatywnie bogaci przyjezdni, są w stanie zostawić sporo Euro, za leżenie na ich plażach. Wobec tego, powstaje ich coraz więcej – pojawiają się parasole, leżaki i budki z napojami. Gdzieniegdzie stoi nawet hotel, o iście europejskich standardach. Ale już kilkanaście metrów dalej wychodzi na wierzch prawdziwa Albania – bezpańskie krowy i osły błąkające się po dzikich wysypiskach śmieci, zniszczone budynki i drogi, w których więcej powierzchni zajmują dziury niż asfalt. Brudne stragany, z zawieszonymi na hakach surowymi kawałkami krów. Upał sięga trzydziestu stopni, wokół mięsa latają dziesiątki much, a sprzedawca przegania je za pomocą brudnej szmaty. Tuż po zmroku natomiast, następują regularne przerwy w dostawie prądu i całe miasta pogrążają się w ciemnościach. 
 

IMG_4047 
IMG_4052 

IMG_4056 
     Na szczęście dla mieszkańców oraz bogatych urlopowiczów i na szkodę dla niskobudżetowych podróżników, Albania staje się coraz bogatsza, a turystyka rozwija się w ogromnym tempie. Wkrótce specyficzny folklor zniknie, a z kraju zrobi się druga Chorwacja, gdzie obcokrajowiec oznacza dla mieszkańców jedynie pieniądze. Szkoda, bo im bardziej kraj różni się od tego znanego nam z życia codziennego, tym ciekawiej się po nim podróżuje. Dlatego jeżeli chcesz zobaczyć Albanię inną, niż wszystkie europejskie kraje, jedź tam jak najszybciej!
 
IMG_4076  
     Po przejechaniu połowy kraju, kierujemy się w stronę Macedonii. Niedaleko przed granicą trafiamy do miejscowości Elbasan, do której dowozi nas budowlaniec Andri. Wcześniej robi nam małą wycieczkę po okolicy, pokazując największe atrakcje.
 
IMG_4081 
     Zawsze, kiedy opuszczam jakiś kraj, żal spowodowany wyjazdem jest zagłuszany entuzjazmem z wjazdu do kolejnego. Tym razem było inaczej. W Albanii spędziliśmy jedynie cztery dni i bardzo smuto było mi ją opuszczać.  Ludzie w tym kraju są naprawdę przesympatyczni, a życie toczy się bardzo specyficznym, powolnym rytmem.
 
IMG_4084 
     Wieczorem próbujemy pieczonej kukurydzy, kupionej u przydrożnego „kucharza”. Zawinięta w nieaktualną gazetę kolba, smakuje jak połączenie gotowanej kukurydzy z popcornem.
 
     Po zmroku dojeżdżamy nad jezioro Ochrydzkie, będące granicą Albańsko-Macedońską. Rano, na tropik namiotu spadają pojedyncze krople deszczu. Kiedy docieramy do przejścia granicznego deszcz pada już dość mocno. Deszcz, którym przywitała nas Macedonia… A o tym w następnej relacji.

Następna relacja: Macedonia
Poprzednia relacja: Grecja

 

14 komentarzy do “Bałkany 2013 – Albania”

  1. ale jeżdżenie po zagranicy z polskim żarciem to jednak obciach… po to się jedzie aby spróbować coś miejscowego, a nie wpieprzać polski pasztet

    Odpowiedz
    • Pewnie, że obciach. Tak samo jak spanie w krzakach i łapanie stopa 😉
      Ale prawda jest taka, że gdyby jeść na śniadanie, obiad i kolację coś regionalnego, to pieniędzy wystarczyłoby mi na znacznie krótszą podróż. Dlatego wolę od czasu do czasu zjeść coś regionalnego, a na co dzień zapełniać żołądek kanapkami, również z polskim pasztetem. Na pocieszenie, załączam link do zdjęcia z miejscowym, albańskim daniem ;)~
      https://picasaweb.google.com/115834566016563474099/BaKany2013Albania#5953170152463732274
      Pozdrawiam!

      Odpowiedz
    • Jedzenie lokalnych potraw zrujnowałoby Twój budżet?? To chyba byliśmy na innych Bałkanach! My również bierzemy trochę żarcia z Polski, ale wiekszość z niego wraca później do kraju (to tak zwany żelazny zapas, gdy lądujemy gdzieś, gdzie nie ma sklepó). Burki i inne rodzaje pieczywa, tanie warzywa, owoce, sery…pominę fakt, że jestem wegetarianką, ale gdybym miała jeść polski pasztet, gdy wokół takie tanie pyszności, to by oznaczało, że naprawdę coś ze mną nie tak. My nie podróżujemy na stopa, a samochodem i 2 lata temu byliśmy w stanie na Bałkanach spędzić prawie miesiąc i tak naprawde wydać śmieszne pieniądze, choć żywiliśmy się lokalnymi produktami. Według mnie nie ma co popadać w paranoję i ciągnąć z Polski ochydne i niezdrowe pasztety…

      Odpowiedz
    • Wyszło na to, że nie jem w podróży nic innego niż polski pasztet ;D Ale przeliczmy – trzy posiłki dziennie, 30 dni podróży… wożę ze sobą 90 pasztetów? Otóż nie! Wożę ze sobą jedynie około 4 pasztetów, jako, jak to nazwałaś, „żelazny zapas”.
      Pisząc „regionalne dania” miałem na myśli posiłki serwowane w restauracjach, które nawet na tanich Bałkanach pochłoną sporą sumę pieniędzy, jeżeli będziemy tak jadać każdego dnia. Rzecz jasna, burki, które są swego rodzaju tamtejszym tanim fastfoodem, jedliśmy często.
      Większa część naszego podróżniczego menu, to zazwyczaj po prostu produkty z lokalnych supermarketów 😉

      Odpowiedz
  2. Ominęliście chyba wszystkie najciekawsze miejsca w Albanii: Berat, Gjirokastrę i jezioro Komani. Chociaż sam bardzo chętnie zobaczyłbym Syri i Kalter. Nawet przejeżdżałem niedaleko, ale nie wiedziałem wtedy o nim. Na zdjęciach wygląda super. Może następnym razem – najbliższą okazję mogę mieć w lutym.
    Pozdrawiam!

    Odpowiedz
  3. w Albanii jestem zakochana! niby dla Albanii dobrze, że będzie zarabiać, ale…to nie będzie już ten klimat. zgadzam się z tym, że ja kktoś chce poczuć autentyczny albański vibe powinien jechać teraz (tak szerzej rozumiane..nie że w tym momencie..). dyskutując w hotelu z grzybem gdzieś w górach, synowa właściciela (wykształcona kobieta ukrywana przed mężczyznami w piwnicy – ach ta Albania..) mówiła, że oni turystów chcą, że jest to właśnie biedny kraj (Hoxha troszkę napsuł), ale ludzie się boją (to prawda)…
    http://nakreconakreceniem.blogspot.com/2016/01/bakanska-przygoda-cz7-trzy-laski-w.html
    a dzień później „świetną” historię usłyszałam, ale…miałyśmy eskortę w Shkoder…http://nakreconakreceniem.blogspot.com/2016/01/bakanska-przygoda-cz8-shqiperia-te-dua.html

    Odpowiedz
  4. Witam serdecznie. W tym roku wybieramy sie do Albani do miejscowosci Ksamil. Chcielismy sie zapytac czy na lowienie ryb nalezy wykupic jakas licencje na miejscu czy mozna lowic na dziko?. Mamy jeszcze jedno pytanie. Czy widzieliscie moze pontony w normalnej cenie 150 zl-200 zl chodzi o normalny ponton ktory umozliwi przemieszczanie na wyspeki;). Nie chcemy wiesc z Polski. Pozdrawiamy;)

    Odpowiedz

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.