To co najbardziej podobało mi się we Lwowie to nie zabytki, nie stare miasto, nie widoki, ale… knajpy. Knajpy we Lwowie są naprawdę oryginalne! Ciężko nie docenić kreatywności Ukraińców, w wymyślaniu nieszablonowych lokali. Zobaczcie najlepsze z nich:
Knajpy we Lwowie
1. Virmenka
Malutka (przez co ciężko znaleźć wolne miejsce) kawiarenka ormiańska. Warto ją odwiedzić, ze względu na tradycyjny proces robienia kawy. Jest ona wsypywana do miedzianego tygielka i parzona w gorącym piasku.
Adres:
Virmenska 19
2. Gazowa Lampa (Gasova Lampa)
W 1853 we Lwowie zapłonęła pierwsza na świecie lampa naftowa. Było to w aptece, w której pracował Ignacy Łukasiewicz. Dziś, wynalazca upamiętniony jest pomnikiem na ulicy Wirmenskiej oraz knajpą Gasova Lampa.
Wejścia do lokalu strzeże elegancki pan w cylindrze, który pokieruje nas do wnętrza. Następnie krętymi schodkami zwiedzimy kolejne piętra kamienicy. Pub jest wyjątkowy przez swój wystrój (wszechobecne lampy naftowe) oraz rodzaje drinków jakie tu zamówimy. Napijemy się tu gazówki, naftówki, benzynówki i tym podobnych. Na zakończenie zaś, gdy kelnerka przyniesie rachunek, przygotujcie się na… wybuch. Nie będę zdradzał szczegółów – musicie to zobaczyć sami.
Adres:
Virmenska 20
3. Poczta na Drukarskiej (Poshta na Drukarskiy)
Lokal mocno przykuwa uwagę. Jego fasada jest bowiem przystrojona dziesiątkami pocztówek oraz napisami „Poczta” w różnych językach. Najpierw zastanawiasz się czy to faktycznie poczta, ale coś ci podpowiada, żeby podejść bliżej. Zaglądasz przez drzwi, a we wnętrzu dostrzegasz setki pocztówek pozawieszanych na ścianach. Wygląda to niesamowicie!
Można napić się tu kawy, pysznych piw kraftowych, ale także zjeść obiad. Poczta robi nawet własny makaron, który można zamówić na miejscu lub kupić na wynos.
Adres:
Drukarska 3
4. Lwowska Kopalnia Kawy
Mój ulubiony lokal we Lwowie. Może dlatego, że skończyłem górniczą uczelnię.
Już w holu witają nas poukładane wory kawy, tajemnicze taśmociągi i jakieś duże maszyny. Wygląda to dziwnie, ale kiedy przejdziemy dalej, kawiarnia nie wyróżnia się niczym specjalnym pośród innych tego typu miejsc. Najlepsze zaczyna się gdy zejdziemy do piwnic. Została tam zaaranżowana prawdziwa kopalnia kawy.
Na wstępie dostajemy górniczy kask. Zakładamy go na głowę i idziemy ciasnymi tunelami przez kolejne pomieszczenia. Ściany wyłożone są kawą, co ma sugerować, że się ją tu wydobywa. Wszędzie jeżdżą kopalniane wózki z kawą, chodzą kelnerzy w górniczych strojach i z kilofami w rękach. Gdzieniegdzie możemy zobaczyć małą hałdę kawy. Pośród tego całego górniczego klimatu są też stoliki, gdzie można napić się (świeżo wydobytej) kawy.
Brawa dla pomysłodawców tej kawiarni. Piwnica zaaranżowana jest perfekcyjnie i naprawdę można odnieść wrażenie, że się tu wykopuje kawę.
Adres:
Rynok 10
5. Kryjówka (Kryjivka)
Miejsce jest dość kontrowersyjne, gdyż jest to była kryjówka partyzantów z UPA. Przetrwała II wojnę, a dziś jest pubem, stylizowanym na tamte czasy. Nie popieram tego, jednak zakładam, że jej właścicielom oraz gościom towarzyszą raczej uczucia patriotyczne niż nacjonalistyczne, wiec nie miałem dużych obiekcji, żeby tam wejść. Z pewnością jest to miejsce wyjątkowe i według mnie warte zobaczenia.
Co jest w nim wyjątkowego? Na przykład to, że nie ma żadnego szyldu, który prowadziłby do knajpy. Żeby tam wejść, po prostu trzeba wiedzieć gdzie iść. Wchodzimy w bramę kamienicy i odnajdujemy stare, drewniane drzwi (zazwyczaj jest tam kolejka, więc trudno je przeoczyć). Pukamy. Po chwili otwiera nam ubrany w mundur starszy jegomość, z karabinem maszynowym na ramieniu i krzyczy: „hasło!”. Tu należy odpowiedzieć „Slava Ukrainie”. Wówczas partyzant wpuszcza nas do małego przedsionka, gdzie z blaszanej menażki leje każdemu po bani. Dopiero wówczas kieruje schodami na dół gdzie znajduje się pub.
Wnętrze jest mocno „wojskowe”. Na ścianach wiszą karabiny i inne sprzęty pierwszej połowy XX wieku. Posiłki dostaniemy w wojskowych menażkach lub na deskach z wbitymi w nie siekierami. Klimatu temu miejscu na pewno nie można odmówić. Wychodząc, przejdziemy przez dziedziniec z dziwną wieżą zwieńczoną starym autem. Możemy także odwiedzić taras widokowy i obejrzeć panoramę Lwowa z siedziska działa przeciwlotniczego.
Adres:
Rynok 14 (parter)
6. Restauracja Masońska (The Most Expensive Galician Restaurant)
W tym samym budynku, na pierwszym piętrze znajduje się kolejny lokal bez szyldu. Jest to masońska restauracja, promowana jako „Najdroższa Restauracja w Galicji”. Faktycznie, ceny w menu są zabójcze. Jeśli jednak posiadamy kartę Lokal (o której piszę poniżej), podczas składania zamówienia musimy zasłonić nią jedno zero z ceny. Wówczas zapłacimy dziesięć razy mniej (np. zamiast 100 hrywien, tylko 10, gdy zasłonimy ostatnie zero). Jest to jednak dość umowne – my karty nie mieliśmy, bo akurat nie dało się jej wyrobić. Mimo to poprosiliśmy kelnera o ceny bez tego ostatniego zera i tak też zostaliśmy policzeni.
Ale knajpa masońska zasługuje na uwagę szczególnie przez jej wejście. Jak wspomniałem, nie ma tu szyldu. Są tylko drzwi z przymocowanym młoteczkiem. Kiedy nim zapukamy, otworzy nam starszy pan w szlafroku. Zapyta czego chcemy i naprawdę trzeba być pewnym, że dobrze się trafiło, żeby nie zwątpić i nie uznać, że zapukaliśmy do czyjegoś mieszkania. Po krótkiej rozmowie ze stróżem, zostajemy wpuszczeni do jego ciasnego i zawalonego rupieciami pomieszczenia. Trzeba przez nie przejść, żeby odnaleźć wejście do restauracji.
Tam zaś jest dość elegancko (znacznie bardziej niż w pomieszczeniu stróża). Na ścianach wiszą portrety sławnych masonów i wszędzie możemy znaleźć wolnomularskie symbole. Koniecznie trzeba odwiedzić obie toalety. Ta łatwiejsza do znalezienia jest super, ale ta bardziej ukryta jest absolutnie odjechana. Musicie to zobaczyć!
Adres:
Rynok 14 (I-sze piętro)
7. Lwowska Pracownia Czekolady (Lviv’s Chocolate Factory)
To miejsce z ponoć najlepszą gorącą czekoladą w mieście. Nie wiem, bo nie piłem, ale odwiedzić ten lokal na pewno warto. Zajmuje on całą kamienicę – od parteru, na którym znajdziemy uroczy ogródek, po poddasze, z którego możemy podziwiać panoramę miasta. Poza kubkami smakowymi, można tu także nacieszyć oko. I to nie wchodząc do środka. Przez duże okno w fasadzie możemy bowiem podziwiać proces produkcji misternych, czekoladowych pralinek, oraz przelewającej się w fontannach czekolady. Widok iście hipnotyzujący.
Adres:
Serbska 3
8. Masoch Cafe (Мазох-Cafe)
Nazwa tej knajpy wzięła się od urodzonego we Lwowie Leopolda von Sachera-Masocha. Od niego także wziął swoją nazwę „masochizm”. Do środka wchodzimy przez drzwi w kształcie dziurki od klucza (symbolizującego fetysz podglądania). Dominują tu czerwone kolory, wszechobecny erotyzm i sado-masochistyczne gadżety. Jeśli się postaramy, wypijemy drinka ze szklanki umiejscowionej między piersiami kelnerki lub dostaniemy od niej pejczem.
Wejścia do lokalu strzeże pomnik Leopolda, któremu można włożyć rękę do kieszeni. Sprawdźcie sami co tam trzyma.
Adres:
Serbska 7
9. Wytwórnia Karmelu (Maisternya Karameli)
Jest to bajkowe, kolorowe miejsce w którym pracownicy robią po prostu cuda w cukrze. Sam nie jadłem, bo to zbity cukier, ale jestem pewien, że smakosz słodyczy poczuje się tu jak w raju. Każdemu polecam zaś podglądanie samego procesu tworzenia słodkich przysmaków. Nie mogłem oderwać od tego wzroku.
Adres:
Serbska 13
10. Dom Legend (Dim Lehend)
Jest to chyba najbardziej odjechana lwowska knajpa. Każde z jej pomieszczeń nawiązuje do innej legendy. Wystrój wnętrza jest niezwykły, a korytarze i schody strasznie ciasne. Pewnie dlatego wielu kelnerów to… karły. Na tarasie, poza panoramą miasta znajdziemy starego trabanta, do którego można wejść, komin, do którego też można wejść i rynnę, do której turyści starają się trafić monetami.
W godzinach 12, 15, 18 i 21 koniecznie przyjrzyjcie się fasadzie. Przejedzie po niej tramwaj, a na koniec… smok zazieje ogniem. Szaleństwo!
Adres:
Staroyevrejska 48
11. Restauracja żydowska (Pid Zolotoju Rozoiu)
Na przeciwko Domu Legend znajduje się restauracja żydowska. Co jest w niej niezwykłego? To, że w menu nie podano cen. Nie jest jednak darmowa. Wręcz przeciwnie – zapłacimy dużo, jeśli nie będziemy się targować. Aby zapłacić mniej możemy uciekać się nawet do śpiewania, tańczenia czy pokazywania innych umiejętności.
Aby ułatwić sobie robienie z siebie idiotów podczas targowania, koniecznie spróbujcie pejsachówki – żydowskiej, śliwkowej wódki.
Adres:
Staroyevrejska 37
12. Puzata Chata
Jest to sieciowa restauracja, w której zjemy pyszne i tanie ukraińskie dania. Działa jak stołówka – podchodzimy z tacą i wybieramy to co się do nas uśmiecha. Potem zostajemy podliczeni w kasie (tu doznajemy szoku, że tak mało wyszło), płacimy i jemy. Warto przyjść rano, skorzystać z oferty śniadaniowej, jak i po południu. Jedzenie jest smaczne, choć tłuste i ciężkie. Jak to ukraińska kuchnia.
Adres:
Shevchenka prospekt 10
Sichovykh Striltsiv 12
13. Cat Cafe
Na koniec coś dla miłośników kotów. Cat Cafe to niby normalna kawiarnia, tyle, że kręci się po niej kilkanaście leniwych kotów. Nie polecam przychodzić tam z psem. Knajpa jest nieco oddalona od centrum – na piechotę około 25 minut.
Adres:
Bandery 47a
Jeśli wybierasz się do Lwowa i chcesz gotowy do druku spis powyższych knajp z mapą, kliknij poniżej:
ściągnij plik pdf
Karta Lokal
Większość powyższych miejsc (i dodatkowo kilka innych) honoruje kartę Lokal. Dzięki niej dostaniemy zniżki, a sama karta będzie fajną pamiątką. Można ją bezpłatnie wyrobić w każdym ze zrzeszonych lokali. Wystarczy zapytać obsługę.
Na koniec kilka rozczarowań
Niestety, większość z tych niezwykłych miejsc to wcale nie wynik ogromnej kreatywności miejscowych ludzi, a turystyczne produkty grupy Fest. To do niej należy większość z powyższych lokali (pełną listę znajdziecie tutaj). Grupa powstała w 2007 roku i od tamtego czasu tworzy oryginalne knajpy we Lwowie. W każdej z nich są ogromne sklepy z pamiątkami, co pokazuje, że te niezwykłe miejsca są robione wyłącznie pod turystów. Ponadto, w restauracji żydowskiej czy masońskiej, tak naprawdę są normalne ceny, a cała ta szopka z zakrywaniem cen czy targowaniem, to tylko kolejny chwyt na turystów. Jak większość opisanych powyżej atrakcji.
Nie mniej jednak, wciąż miejsca te przyciągają masę ludzi, bo są po prostu ciekawe. Niezależnie kto je stworzył i w jakim celu, odwiedzenie ich jest według mnie absolutnym „must do” we Lwowie. I mam nadzieję, że grupa Fest zrobi jeszcze więcej takich knajp.
Jeśli szukasz hostelu we Lwowie, to polecam poniższy. Tanio i porządnie 🙂
Booking.com
Świetny artykuł!
Dzięki! 🙂
Super lista, dodałabym jeszcze kawiarnię Fiksaż (фіксаж), której wnętrze zdobią najróżniejsze modele analogowych aparatów, można pooglądać stare albumy, rachunek dostajemy w obiektywie, a w toalecie również czeka niespodzianka 🙂
Bardzo daleko mi do nacjonalistów, a pewnie takie coś pod swoim komentarzem przeczytam, ale Polak krzyczący „Slava Ukraini”, tłumaczący robienie pubu w miejscu kryjówek UPA „uczuciami patriotycznymi” musi być ogromnym dyletantem. „Heil Hitler” też byś krzyczał, gdyby takie było hasło wejścia do pubu? Wstyd i ogromne rozczarowanie, bo śledzę większość wpisów tutaj i w mediach społecznościowych od lat. Polecam przeczytanie chociażby książek Pani dr Lucyny Kulińskiej „Dzieci Kresów”, warto douczyć się kiedy wymyślono i używano tego hasła, wtedy gwarantuję, że takie słowa nie przejdą przez gardło.
Pewnie jestem dyletantem, ale myślę, że prawo nim być. Nie czytałem książek Pani dr Lucyny Kulińskiej, ani nie uczyłem się na temat hasła „Slava Ukraini” w szkole (w przeciwieństwie do „Heil Hitler”). Hasło „Slava Ukraini” nie jest też zakazane w polskim prawie (w przeciwieństwie do „Heil Hitler”). Nie jestem historykiem – mam prawo tego nie wiedzieć. Pewnie mam duże braki jeśli chodzi o historię Polski, ale myślę, że nie większe niż przeciętny Polak.
Ty się na tym znasz i super – dobrze by było tę wiedzę z szacunkiem przekazywać innym, a nie w tak bardzo typowy dla polskiego internetu sposób, narzekać jak to ludzie gówno wiedzą, bo Ty akurat na ten temat wiesz więcej.
Pozdrawiam i życzę więcej wyrozumiałości.
Dokładnie tak, jak mówisz. Nie ma nic złego w zawolaniu „Chwała Ukrainie” – to nasz sąsiad, z którym powinniśmy mieć dobre relacje,
Sam na UA byłem ok. 18-20x, kolejny raz lecę za tydzień (chyba, że rząd p. Pinocchia coś wymyśli 🙂 ). I nigdy, ale to nigdy nie spotkałem się z jakimkolwiek nacjonalizmem, czy niechęcią wobec Polaków. A nie OK, spotkałem się: od krymskich Rosjan. Ale Krym to insza inszość, niż Lwów.
Mam podobne odczucia, i pomimo że właśnie jestem we Lwowie, to tego miejsca raczej nie odwiedzę. Nie lubię miejsc z taką energetyką.
Dom Legend został zamknięty pod koniec marca albo na początku kwietnia.
A tak na marginesie – hasło „Sława Ukrainie” wymyślona w okolicach końca I wojny światowej, kiedy o UPA jeszcze nikt nie słyszał…
I co z tego? To hasło przejęło upa i banderowcy. Poza tym te speluna to bunkier upa – także wiadomo w jakim celu to hasło jest używane.
Przebrany za banderowca człowiek na wejściu, który żąda banderowskiego hasła. Wszedłem bez tego kretyńskiego hasła z ciekawości. Rozejrzałem się po tych upowskich akcesoriach i odechciało mi się jeść. Wyszedłem. Nie rozumiem „Polaków”, którzy odwiedzają ten przybytek, w którym czci się morderców naszych przodków. Restauracja dobra dla plebsu nie znającego swojej historii i niemającego szacunku do swojego narodu i historii. Miejsce promowania banderyzmu. To wstyd żeby Polacy za piwo tak się dają zhańbić.Nie polecam