Wyjście z busa w Zawoi jest jednym z przyjemniejszych momentów dnia. Dwie godziny w szczelnej kabinie, bez przewiewu i klimatyzacji, już rano wyciąga z nas wszystkie siły. Szybka regeneracja Big Milkami, błyskawiczny stop na przełęcz Krowiarki i już jesteśmy na szlaku.
W lesie, w cieniu drzew, idzie się całkiem przyjemnie. Gorzej robi się, kiedy wychodzimy nad linię lasu. Południowe słońce zatapia nas w swoich intensywnych promieniach, powoli rozkładając na łopatki.
Jakby tego było mało, do szału doprowadzają małe muszki, które nie odstępują nas na krok. Już zaczynam zastanawiać sie nad poziomem swojej higieny osobistej, kiedy z ulgą dostrzegam ten sam problem u innych turystów.
Wszelkie trudy wspinaczki rekompensują jednak piękne widoki. Co prawda, widoczność pozostawiała wiele do życzenia, ale górskie krajobrazy są przecież piękne w każdą pogodę. Nawet we mgle. Skupianie się na łańcuchach i drabinkach żółtego szlaku, zwanego Percią Akademików, również odwraca uwagę od wysiłku.
Wejście na Królową Beskidów
Matka niepogód, bo tak nazywają Babią Górę, lubi dokuczać turystom nagłymi zmianami pogody. W kilka minut potrafi wywołać na swoim wierzchołku deszcz, wiatr, burzę czy mgłę. Jej specyficzny, ostry mikroklimat popsuł plany nie jednemu amatorowi górskich wycieczek. Dwa tygodnie temu postanowiliśmy stawić czoła Królowej Beskidów. Już podczas podróży sauną na kołach (czyt. busem) marzyliśmy o pogorszeniu pogody. Liczyliśmy na orzeźwiający deszcz, czy chociaż powiew chłodnego wiatru. Niestety Matka Niepogód znów dręczyła turystów. Tym razem nieprawdopodobnie ostrym Słońcem, w którym smażyliśmy się całe niedzielne popołudnie.
Wreszcie, po dwugodzinnej wspinaczce, zdobywamy Królową Beskidów. Dawno tak się nie zmęczyłem podczas górskiej wędrówki. Zasłużyliśmy tym samym na bułkę z konserwą i krótką drzemkę. Wreszcie pojawia się też delikatny wiatr, a i muszki odstępują nas na chwilę. Leżenie na szczycie jest całkowicie zasłużoną nagrodą za wymagające podejście.
Wstawać się nie chce, ale chmury wyglądają na burzowe. Schodzimy więc granią na przełęcz Krowiarki. Łapiemy stopa do Zawoi, gdzie przesiadamy się w busa. Autostop jest zbyt wolnym środkiem komunikacji, bo za dwie godziny Hiszpania gra z Włochami mecz o puchar Europy. Podróż powrotna jest równie męcząca, co cały dzień. Połowę drogi jadę na stojąco. Przetrwanie zapewnia mi jedynie szyberdach, z którego chłodne, orzeźwiające powietrze wieje prosto w twarz.
Z przystanku autobusowego jedziemy rowerami do akademika, gdzie jesteśmy dokładnie trzy minuty przed gwizdkiem rozpoczynającym. Na początku trzymamy się nieźle, ale zmęczenie i butelka piwa sprawiają, że mimo naprawdę ładnego i emocjonującego meczu, przesypiamy całą drugą połowę.
Ge-nial-ne. Wszystko. Pozdrawiam Was serdecznie;)!
Iga.J
ech Diablak marzy mi się jeszcze zimową porą, wschód już zaliczony, a niestety moja niechęć do tych okropnych much jest nie do opisania, na szczęście jest jeszcze Pilsko, które chętnie w tym roku odwiedzę.
Pozdrawiam;)
Ja miałem okazję jakiś czas temu zdobyć Diablak zimą i nawet zobaczyć wschód i to w piękną pogodę 😉
https://picasaweb.google.com/115834566016563474099/BabiaGoraX2
rewelacyjne zdjęcia!! jakoś Babia nie jest dla mnie łaskawa i nigdy nie mogę zobaczyć z niej Taterków!
Piękne widoki.
Hmm kiedyś pewien świr zabrał mnie w góry , nie mówiąc gdzie idziemy , odpowiadał że na fajną „górkę” więc ubrałem trampki za 20 zł ze sklepu „jąkanej” marki na C, że to było lato to krótkie spodenki i t-shirt 😉 Warunki na wysokości 1725 m n.p.m. odrobinę się zmieniły 😀