Tabela z portfela – kilka słów na temat taniego podróżowania

     O wypadzie do Londynu pisałem w relacji: „(…) przygoda, której całkowity koszt zmieścił się w dwucyfrowej sumie”. Kiedy później mówiłem, że na weekend w najdroższym mieście Europy wydałem dokładnie 98 zł, zaskoczeni byli nawet Ci, którzy tę relację czytali. Dlatego postanowiłem stworzyć coś co położy nacisk na finansową stronę moich wyjazdów. Powstała „Tabela z portfela”, czyli zestawienie wszystkich kosztów. Znajdują się w niej kwoty wydane na transport, nocleg, jedzenie i picie, bilety wstępu i inne. Przy każdej z tych dziedzin umieściłem szczegóły wydatków, wraz z ewentualnymi radami. Taka tabela znalazła się pod relacjami ze wszystkich zagranicznych wyjazdów, do których linki zamieszczam poniżej.
 

Oldschool’owa wędrówka po Beskidzie Niskim

     Kim jest „prawdziwy turysta górski”? Czy jest to ktoś kto po prostu chodzi po górach? Według mnie, na takie miano zasługuje każdy, kto spędza wolne chwile zachwycając się ich naturalnym pięknem. Kto czuje respekt wobec siły drzemiącej w ich głębi i kto szanuje przyrodę znajdującą się na ich powierzchni. Są jednak i tacy, którzy uważają, że era prawdziwych turystów skończyła się wraz z dwudziestym wiekiem. Uważają oni, że nowoczesne technologie i komercjalizacja turystyki niszczy piękno górskich wycieczek. Wspominając pustki na szlakach, schroniska cieszące się z każdego gościa oraz całonocne granie na gitarze przy ognisku, z nienawiścią patrzą na turystów z słuchawkami w uszach. Dla nich czasy prawdziwej turystyki górskiej przeminęły bezpowrotnie, zostawiając jedynie ślad na kliszach analogowych Zenitów. W ostatnią sobotę wróciliśmy do tych czasów, podczas „Pierwszej oldschoolowej wędrówki po Beskidzie Niskim”.

Paryż – autostopem za brzydką pogodą

     Paryż zwany jest „miastem marzeń”. Dla nas taki był, gdyż od dawna marzyliśmy, aby go odwiedzić. Inspirujące paryskie budowle i leniwie wijąca się między nimi Sekwana nadały mu również miano „miasta artystów”. Aby się o tym przekonać, warto odwiedzić obfitujące w amatorów malarstwa wzgórze Montmartre. Zaraz pod nim biegnie tzw. „czerwona ulica”, która tłumaczyłaby przydomek „miasto miłości”. Jednak tutaj chodzi raczej o romantyczny charakter miasta. O to trzeba by jednak zapytać bardziej wrażliwą niż ja Iwonkę, moją współtowarzyszkę podróży. Przydomek „miasto światła” łatwo zrozumieć podziwiając migoczącą tysiącami lampek Wieżę Eiffla, a „miasto mody”, oglądając wystawy butików na Champs-Élysées. Dla mnie, Paryż będzie od teraz miastem deszczu. Brzydka pogoda towarzyszyła nam prawie cały czas. Mimo to podróż zaliczam do bardzo udanych, bo przecież ważniejsza niż pogoda, jest pogoda ducha.
  

Czytaj dalej…