Kolejna wizyta w ambasadzie. Składamy wnioski, wpłacamy pieniądze i słyszymy: – proszę przyjść w czwartek. – Czwartek!? Nie da się szybciej? – Nie. Czwartek. W ten sposób zostajemy uziemieni w Trabzonie na cztery dni.
Dzień 19.
Może to z resztą dobrze, bo moja noga będzie mogła odpoczywać. Ale nie zamierzamy siedzieć bezczynnie! Yusuf pożyczył auto od kolegi i dziś jedziemy zwiedzać okoliczne atrakcje.
Pierwszą z nich jest monastyr Sumela. Położony wysoko w górach, wygląda jak przyklejony do skalistej ściany i naprawdę robi wrażenie. Jedziemy pod górę dobre pół godziny, aż w końcu auto zaczyna wydawać niepokojące dźwięki i jeszcze bardziej niepokojący smród. Problemy z chłodnicą. Dalej nie pojedziemy. Ale do monastyru zostało jedynie kilka kilometrów. Biorę więc kule i idziemy pod górę.
Po drodze staramy się łapać stopa, ale nikt nie chce się zatrzymać. Dopiero po jakimś czasie, kiedy już jestem zupełnie mokry, staje turecki samochód. Podwozi nas jednak tylko do parkingu, z którego trzeba iść kolejne dwa kilometry.
Dochodzimy do monastyru i… pierwsze rozczarowanie – mało interesujący dziedziniec. Wchodzę do środka i kolejne rozczarowanie! Wnętrza też nie robią wrażenia. Okazuje się, że jak w przypadku wielu atrakcji, monastyr najlepiej wygląda z zewnątrz.
Schodzimy na dół i wracamy do Trabzonu. Trzeba oddać auto do naprawy. Nici z dalszego zwiedzania.
Dzień 20.
Nic nie robimy cały dzień. Serio! Zwariować można! We czterech leżymy na kanapach i rozmawiamy. Mocnymi punktami tego dnia są jedynie posiłki. Yusuf jest świetnym kucharzem i przygotowuje iście królewskie dania! Po każdym posiłku zaś, leżymy przez dwie godziny nie mogąc się ruszyć z przejedzenia. Są bowiem tak dobre, że ciężko się od nich oderwać, póki żołądek nie będzie w całkowicie wypełniony.
Dzień 21.
Kolejny dzień nicnierobienia. Żal tak marnować czas podróży! Ale nie mamy na to wpływu – musimy czekać na wizę. Z drugiej strony, moglibyśmy zwiedzać okolicę. Ale… moja noga. Dobrze żeby sobie odpoczęła. Poza tym, mocno opóźniałbym grupę, gdybyśmy gdzieś szli. O kulach chodzę bowiem bardzo wolno. Naprawdę strasznie brakuje nam bycia w drodze!
Dzień jak (ostatnio) codzień. Leżymy i rozmawiamy. Nieco ożywiamy się jedynie przy przygotowywaniu posiłków.
Wieczorem natomiast, żeby nie zwariować, idziemy do centrum Trabzonu. Siadamy w znanej już restauracji i pijemy czaj. A do czaju, oczywiście Backgammon! Z nogą w gipsie opóźniałbym grupę, więc oni wracają na piechotę, a ja… na stopa. I to jakiego! Jadę na motorze z jednym z pracowników restauracji.
Jutro odbieramy wizy! Oby nam je dali! Jeżeli dadzą, jutro znów będziemy w drodze! I przygoda znów się rozpoczyna!!
NIESAMOWITA PRZYGODA ALE WRAŻEŃ I EMOCJI POZOSTANIE NA CAŁE ŻYCIE -POWODZENIA SZEROKIEJ DROGI i DOBRYCH SAMOCHODÓW DO PODRÓZY ZYCZY OBSERWATOR.
Jestes niesamowity i należysz do czołówki moich ulubionych blogerów. Uwielbiam Twoje wpisy i wyczekuje na nie z niecierpliwością;) Zyczę powodzenia w dlaszej części wyprawy, abyś mógł nas raczyć kolejnymi nowinkami, chociaż powiem Ci szczerze, że nawet wpisy typu „leżymy i gadamy cały dzień” i tak czyta się ciekawie;)
pozdrawiam,
kama
Dzięki! 🙂
Czy mi sie wydaje, czy na zdjeciu jest samolot PLL LOT ? 🙂 Pozdrowienia z Walii
Nie, nie. DO Trabzonu Lot jeszcze nie lata 😉
Co się stało że jest brak relacji z podróży do DUBAJU.
Zepsuta elektronika 🙁 niestety nie mam jak pisac relacji. Nadrobie po powrocie 🙂
DZIĘKUJE ZA WIADOMOŚĆ CZEKAMY
WOW, jesteście niesamowici, od razu Was poznałam na vlogu Marceliny.
Mam nadzieję, że Dubaj się podobał, szczególnie przyszłemu budowlańcowi :). Czekam na relację z Emiratów, Bukaresztu… w sumie na każdą relację ;), pozdrawiam z Krakowa
CZEKAMY – DZIEKUJEMY