Kraj o zapachu pomarańczy – Portugalia

     Ciężko jest znaleźć tani bilet lotniczy do Portugalii. Tym bardziej byłem w szoku, kiedy na fali listopadowych promocji Ryanaira, w ich systemie rezerwacyjnym pojawiła się oferta z Warszawy, przez Londyn do Lizbony, za… 154 złote. Tak tanio, do kraju Vasco da Gamy nie było nigdy wcześniej, ani nigdy później. Raz, dwa, trzy i bilety kupione! Kilka dni przed podróżą zaczynam sprawdzać pogodę. Nie jest dobrze. Z dnia na dzień prognozy są coraz gorsze. Lecimy więc przygotowani na deszcz, ale rzeczywistość przerasta nasze obawy – w Portugalii trafiamy na najgorszą pogodę od, co najmniej, kilkunastu lat.
 

IMG_7890

     Tak przynajmniej twierdzą spotkani Portugalczycy, którzy notabene nie robią na nas dobrego wrażenia. Szczególnie pierwszego dnia, kiedy przez kilka godzin próbujemy złapać stopa do oddalonej o sto kilometrów Fatimy. Rozumiem, że nasze mokre peleryny nie są najlepszym wabikiem na kierowców, a miejsce do zatrzymania nie jest najlepsze, no ale bez przesady!

IMG_7902
 
     Dodatkowo, jakiś mądry Portugalczyk dla zabawy wjeżdża w kałużę, żeby nas ochlapać. „Mamy was w dupie!” – myślimy sobie i idziemy na spacer po Lizbonie. Niedaleko znajduje się bowiem najdłuższy most w Europie (17 km).
 
IMG_7913
 
     Noc spędzamy na lotnisku, a następnego dnia jedziemy autobusem do Fatimy. Pogoda nadal nie jest najlepsza, ale przynajmniej przerwy między opadami są nieco dłuższe niż wczoraj. Odwiedzamy atrakcje Fatimy:

– Sanktuarium,

IMG_8001

 

– Kaplicę Objawień,

IMG_8035

 

– trzeci największy na świecie kościół.

IMG_7998
 
     A wieczorem spotykamy się z Valentiną, znalezioną na portalu CouchSurfing. Mieszka ona w typowym portugalskim mieszkaniu. Ta typowość wyraża się głównie w braku ogrzewania. W mieszkaniu jest więc tak zimno, że z ust leci para, a wszędzie panuje taka wilgoć, że ręcznik Valentiny nie wysechł od tygodnia.
 
IMG_8059
 
IMG_8061
     Wieczór spędzamy na kameralnym koncercie portugalskiego śpiewaka, w towarzystwie jeszcze kilku Portugalczyków. Następnego dnia natomiast, w tym samym gronie (bez śpiewaka) jedziemy na wycieczkę po okolicy.
 
IMG_8083

     Zamek Ourem, jest pierwszym celem naszej podróży. Tam też delektujemy się lokalnym trunkiem o nazwie Gija. Smakuje jak pozbawiona alkoholu wiśniówka.

 
IMG_8115

     W miejscowości Tomar natomiast, oglądamy klasztor templariuszy, który ma tak dużo krużganków i dziedzińców, a przy tym tak mało drogowskazów, że kilka razy gubimy się w jego średniowiecznych, mrocznych korytarzach.

IMG_8183

IMG_8186
 
     Wieczór spędzamy w jeszcze innym towarzystwie znajomych Valentiny. Jednym z gości jest Pedro, który opowiada mi o swoim planie – pojedzie do Polski, do Białowieży (naprawdę ciężko było mi zrozumieć to słowo w jego ustach) i będzie oglądał żubry na wolności. „To może być nieco trudne”– tłumaczę, ale Pedro ma plan i koniec. Będzie oglądał żubry.
 
IMG_8289
 
     Na tej małej, portugalskiej imprezie obecna jest także Anna – Włoszka, która tak samo jak my, wpadła na pomysł zrobienia spaghetti. Szykuje się więc pojedynek na włoską potrawę. My kontra rodowita Włoszka, na dodatek, jak się okazuje, kulinarna blogerka. Jesteśmy więc przygotowani na spektakularną porażkę, ale i tak dajemy z siebie wszystko. Ostatecznie, jednogłośnie zostaje ogłoszony remis, bo faktycznie oba dania wychodzą wyśmienicie. Dla nas to spory sukces. Dla Anny raczej nie. Tym bardziej, że nasze spaghetti zrobione było z najtańszych składników, jakie udało nam się znaleźć.
 
IMG_8284
 
     Jedziemy do Lizbony! Wychodzimy na wylot, wyciągamy kciuki i… samochód zatrzymuje się po pięciu minutach! Młode studentki ratują honor Portugalczyków!
 
IMG_8317
 
     Lizbona w tym dniu przeżywa istny huragan. Wiatr jest tak silny, że zawala się część stadionu, na którym akurat odbywają się derby. Na szczęście, w porę zostaje podjęta decyzja o ewakuacji i nikomu nic się nie dzieje.
 
     Na ulicach miasta rośnie sporo drzew pomarańczowych. Akurat trwa sezon, więc wiele cytrusów wisi na drzewach, a z powodu wiatru, jeszcze więcej leży na ziemi. Spadające owoce pękają i otwierają się, przez co na ulicach Lizbony powietrze ma zapach pomarańczy!
 
IMG_8125
 
IMG_8341
 
     Kolejny dzień jest najładniejszym dniem tej podróży. Nie, nie! Nie całkowicie bezdeszczowym! Jednakże w przerwach między opadami wychodzi słońce! Jak na tę podróż, to absolutnie fantastyczna pogoda!
 
     Wybieramy się więc na Cabo da Roca – najdalej wysunięty na zachód punkt kontynentalnej Europy. W połowie drogi, w miejscowości Sintra, dowiadujemy się jednak, że z powodu połamanych drzew nie da się dojechać na przylądek. O nie! „Poczekajmy kilka godzin, może otworzą drogę!” – mamy nadzieję.

     W tym czasie odwiedzamy tutejsze zamki. Właściwie jeden zamek, bo ten drugi został zamknięty. Z powodu – a jakże – pogody!

IMG_8436

IMG_8467

IMG_8497

     Z ulgą i nieskrywaną radością słyszymy słowa pani w informacji turystycznej – droga na Cabo de Roca jest otwarta! Miejsce to okazuje się być przepiękne! Morze i urwiste skały, w połączeniu z całkiem pogodnym wieczorem sprawiają, że to Cabo da Roca wpisujemy na pierwsze miejsce najpiękniejszych miejsc tej podróży!
 
IMG_8547
 
IMG_8558
 
IMG_8584

     Żeby nie było nam za dobrze, Lizbona szykuje na następny dzień prawdziwą kulminację obrzydliwej pogody. Wiatr wieje jeszcze mocniej, a ulewne, ale przelotne deszcze, zastępuje rzęsista mżawa. Jest zimno i mokro, ale nie dajemy się wrednej pogodzie. Niestrudzenie chodzimy po stolicy, zwiedzając jej największe atrakcje. Tego dnia jesteśmy chyba jedynymi turystami na ulicach Lizbony.

IMG_8688
IMG_8702

IMG_8724
 
IMG_8733

     Nasz ostatni punkt zwiedzania Lizbony, to oceanarium. Jest trochę drogo, ale raz w życiu do oceanarium pójść warto. Tym bardziej, że jest to największy tego typu obiekt w Europie.

     Oceanarium, faktycznie robi wrażenie! Szczególnie ogromne akwarium stojące po środku obiektu. Godzinami można wpatrywać się w rekiny, płaszczki i inne wodne dziwadła. Jest coś niesamowitego w morskich głębinach!

IMG_8801

IMG_8852

     Zaczęliśmy podróż od oglądania mostu Vasco da Gamy i na nim kończymy. Po zrobieniu ostatnich zdjęć Lizbonie, udajemy się na lotnisko. Na szczęście wiatr słabnie i samoloty startują bez opóźnień. Całe szczęście, bo jutro rano mamy przesiadkę w Londynie, a dzień później lecimy do Izraela. Ale o Izraelu, opowiem w kolejnej relacji…
 
Tabela z portfela, czyli podsumowanie kosztów na osobę
Noclegi0 zł
• Wszystkie noce spędzamy albo na lotniskach (Londyn lub Lizbona), albo u ludzi z CouchSurfing’u.
Transport252 zł
• Loty Ryanair’em z Warszawy do Londynu, z Londynu do Lizbony, z Lizbony do Londynu i z Londynu do Warszawy, kosztują nas w sumie 154 zł. Taka cena to prawdziwa okazja. Zazwyczaj ciężko na taką trafić. Nam się udało na fali listopadowych promocji, kiedy Ryanair sprzedawał bilety w bardzo niskich cenach przez aplikację mobilną.
• Wydajemy 31 zł na komunikację miejską w Lizbonie. Metro jest dobre, ale drogie – bilet jednorazowy kosztuje 1,40€, a dobowy 6€. Dodatkowo trzeba kupić specjalny kartonik z paskiem magnetycznym, na który będziemy nabijać bilety. Jego cena to 0,50 €. Oczywiście na bilety nie ma zniżek studenckich.
• Z Lizbony do Fatimy, aby nie tracić czasu, udajemy się autobusem. Płacimy za niego 10,40 €. O dziwo, jest zniżka studencka… całe 5 % – bilet normalny kosztuje 11 €.
• Bilet pociągu podmiejskiego z Lizbony do pobliskiej Sintry kosztuje nas 2,15 €, a autobus z Sintry do Cabo da Roca – 4,10 €.
• Na pozostałych trasach jeździmy autostopem. Nie jest to jednak zbyt łatwe. Z informacji w internecie, oraz naszej obserwacji wynika, że Portugalczycy zabierają nieco mniej chętnie niż inne europejskie narody. Większym problemem jest jednak układ tamtejszych dróg. Ciężko znaleźć jedną trasę, prowadzącą z miasta do miasta. W Portugalii mamy raczej do czynienia z poplątaną siecią równorzędnych dróg, a w takiej sytuacji zawsze trudniej łapać stopa.
Jedzenie i picie62 zł
• Jedzenie kupujemy wyłącznie w tanich dyskontach. Najtańszym jest Pingo Doce, czyli odpowiednik naszej Biedronki (ten sam właściciel). Jest w nim sporo produktów znanych w Polsce. Ich ceny są porównywalne.
• Piwo w knajpie jest dość drogie. Butelka o pojemności 0,2 kosztuje 1,20 €, a 0,33 – 1,80 €.
• Tradycyjny w rejonach Fatimy trunek o nazwie Ginja kosztuje 0,70 € za kieliszek pięćdziesiątkę.
• Lokalny przysmak – ciastko Pastel de Nata kosztuje od 0,39 € w sklepie do 1 € w kawiarni.
Bilety wstępu95 zł
• Bilety wstępu w Portugali są niezwykle drogie. Wiele razy odmawiamy sobie wejścia do jakiejś atrakcji z powodu zbyt wysokiej ceny.
• Wejście do zamku templariuszy w Tomar kosztuje 6 €. Na rozpisce jest informacja, że na International Youth Card jest 40 % zniżki, ale karta ISIC (International Student Identity Card) już się pani w kasie nie podoba. W poniedziałki wstęp do zamku jest bezpłatny.
• Zwiedzanie zamku Maurów w Sintrze kosztuje 6 €. Tutaj dostajemy zniżkę studencką… 0,50 €.
• Wizyta w oceanarium kosztuje nas 11,70 €. Bez studenckiej zniżki zapłacilibyśmy 13 €.
Inne3 zł • Kupujemy pocztówki za 0,30€, a do tego znaczki za 0,36€.
SUMA412 zł 
Dziennie (7 dni)59 zł 

 

15 komentarzy do “Kraj o zapachu pomarańczy – Portugalia”

  1. No, autostop w Portugalii raczej ciężko. Nie są przyzwyczajeni, nie znają, może młode osoby, które podróżowały i wiedzą. Ja byłam na Erasmusie w Portugalii, tylko 2 małe trasy zrobiłam, a też zawsze było troszkę czekania i dużo dziwnych min czy gestów mijających nas portugalczyków. Pomarańcze to akurat super widok. Mnie najbardziej cieszyły w grudniu i styczniu, kiedy wiedziałam, że w polskich warunkach nie byłoby to możliwe 😉
    Super podróże w ogóle, śledzę 😉

    Odpowiedz
  2. Zdarzyło mi się być w Portugalii więcej niż raz (no dobra, jestem maniaczką Portugalii, byłam tam 4 razy i gdybym tylko mogła, każdego roku bym tam po tyle razy jeździła) i nigdy nie miałam problemów z łapaniem stopa – 3 minuty i transport gotowy (zresztą, z Cabo de Roca też się udało :D). A przejechałam dość sporo. I właśnie bardzo się dziwiłam, że jest tak łatwo, bo wiele osób było raczej zdania, że trzeba tam przy drodze dość długo czekać. Chyba mam w takim razie jakieś nadspodziewane szczęście.
    A tak poza tym – zazdroszczę Lizbony! Kocham bardzo. Super, że Wam się wyjazd tak udał 🙂

    Odpowiedz
    • Z racji tego, że na studiach musiałem nauczyć się parametrów technicznych tej przeprawy to ponad wszelką wątpliwość mogę powiedzieć, że nie 😉
      Most nad Sundem ma zaledwie niecałe 8 km. Do tego dochodzi sztuczna wyspa i 3,5-kilometrowy tunel, więc jest to niezwykle interesujący obiekt, ale jednak sporo krótszy od lizbońskiego konkurenta 😉

      Odpowiedz
  3. Fajny wpis. Też udało mi się znaleźć tanie loty do Lizbony przez Frankfurt (lufthansa) za niecałe 250zł 2 lata temu. To był maj, więc pogodę mieliśmy piękną. Szkoda, że nie udało Ci się zobaczyć Pałacu Pena w Sintrze, jego bajkowy wygląd robi wrażenie. A na Cabo da Roca, czy lato czy zima wiecznie wieje;) pozdrawiam

    Odpowiedz
  4. Bardzo fajna relacja. A zdjęcia w deszczu – bardzo ciekawe, bo nietypowe.
    My w Lizbonie też trafiliśmy na mały deszczyk i wiaterek – ale ponieważ to było latem i na dodatek przyjechaliśmy tu z gorącej Hiszpanii, to ten letni deszcz był raczej wytchnieniem od upału.
    Pozdrawiam, Aśka z Halika

    Odpowiedz
  5. Super fajna relacja, mam tylko jedną uwagę: najdalej wysunięty na zachód przylądek Europy to CABO de Roca (nie „Coba”) Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
  6. Portugalia dla mnie jest totalnie fenomenalna i chyba nigdy nie odmówię jeśli ktoś zaproponowałby mi wyjazd tam 🙂 Pogoda faktycznie odstraszająca, ale i tak przeżycia najważniejsze!

    Odpowiedz

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.