Cała wyprawa zaczyna się od obejrzenia filmu Kon-Tiki. To autentyczna historia Norwegów, którzy kilkadziesiąt lat temu przepłynęli z Peru do Polinezji. Używając do tego bardzo prymitywnej tratwy pokazali, że dwa tysiące lat temu taka podróż również była możliwa. Tym samym udowodnili, że Polinezja została zasiedlona przez ludy Ameryki Południowej, a nie jak do tej pory sądzono, przez Azjatów. Film inspiruje i to do tego stopnia, że umieściłem pozycję „Odwiedzić muzeum Kon-Tiki w Oslo” na mojej liście marzeń. Wiedziałem, że na jej skreślenie nie będę musiał długo czekać. Jednocyfrowe ceny lotów do stolicy Norwegii zdarzały się ostatnio wyjątkowo często.
Podróż zaczynamy we Wrocławiu, gdzie nad ranem spacerujemy po śpiącym jeszcze starym mieście. Staje się to ostatnio naszą tradycją (Norwegia po raz pierwszy). Wreszcie wybija godzina siódma rano i otwierają się sklepy spożywcze. Kupujemy trzy bochenki chleba i sporo mięsa – powinno wystarczyć na trzy dni w najdroższym kraju Europy.
Jeszcze przed południem lądujemy w Norwegii. Do Oslo mamy stąd ponad pięćdziesiąt kilometrów. Zaczynamy łapać stopa. Ruch jest znikomy, ale ostre promienie słońca dodają optymizmu. Wreszcie zatrzymuje się pierwszy samochód. Dojeżdżamy nim do centrum miasta i zaczynamy naszą pieszą trasę wycieczkową.
Prawdę mówiąc, Oslo nie powala na kolana. Ot, zwykłe miasto z kilkoma atrakcjami, które można zwiedzić w jeden dzień. Jedną z najważniejszych atrakcji jest pałac królewski. Budynek robi wrażenie, ale znacznie bardziej interesująca jest stojąca na straży gwardia. Brak im bowiem, znanej z innych miast, żołnierskiej powagi. Zamiast stać na baczność rozglądają się, drapią i zagadują do przechodzących ludzi.
Kawałek dalej znajduje się absolutne przeciwieństwo klasycystycznego pałacu – nowoczesny gmach opery. Uwagę przyciąga zarówno jego drewniane wnętrze, jak i śnieżnobiały, skośny dach. Mimo zakazu wspinamy się na szczyt budynku, gdzie konsumujemy wykwintny obiad – kanapki z Polski.
Budynki budynkami, ale Oslo i tak zostanie dla nas miastem pomników. Na każdym rondzie, przy każdym budynku i na każdym placu – dosłownie wszędzie stoją pomniki. Duże, małe i bardzo malutkie.
Noc spędzimy u Marka – Czecha mieszkającego w akademiku na obrzeżach miasta. Musimy więc kupić bilet komunikacji miejskiej, który kosztuje dziesięć razy więcej niż bilet lotniczy Wrocław – Oslo. Skoro już możemy jeździć metrem, wybieramy się na skocznię narciarską Holmenkollen, na której tydzień później Piotr Żyła wygra Zawody Pucharu Świata.
Po nocy u sympatycznego Czecha jedziemy do głównego celu naszej podróży – muzeum Kon-Tiki. Najważniejszym eksponatem jest kopia tratwy, którą Thor Heyerdahl i jego ekipa przepłynęli ponad pięć tysięcy kilometrów. Jak się okazuje tratwa jest w remoncie i wygląda nieco inaczej niż się spodziewaliśmy…
Bez tratwy muzeum jest właściwie w ogóle nieatrakcyjne. Oglądamy jeszcze film kręcony w trakcie ekspedycji, ale… zasypiamy. Lekko zawiedzeni opuszczamy wystawę. Na szczęście kolejne muzea w pełni rekompensują rozczarowanie.
Pierwszym z nich jest muzeum Wikingów, natomiast drugim – muzeum łodzi Fram, które robi na nas największe wrażenie.
W trójkątnym budynku, na niewielkim półwyspie, stoi ogromny, drewniany masztowiec. Sto lat temu pływał na bieguny, a dziś my wchodzimy na jego pokład, odwiedzamy kajuty i zaglądamy do maszynowni. I to jest najlepsze w muzeum łodzi Fram – można zajrzeć w każdy jej zakamarek!
Słońce przesuwa się coraz niżej, więc opuszczamy Oslo i zaczynamy łapać stopa w stronę lotniska. Nocleg z Couchsurfingu mamy jakieś sto dwadzieścia kilometrów dalej, niedaleko lotniska Sandefjord, z którego nazajutrz mamy lot do Polski.
Godziny szczytu, mnóstwo samochodów, korki, dźwięk klaksonów i my – autostopowicze na zatłoczonym przystanku, na który co chwilę podjeżdża kolejny autobus. „Norweg na pewno się tu nie zatrzyma” – stwierdzamy – „Oby przejeżdżał jakiś obcokrajowiec”. Po godzinie zatrzymuje się Pakistańczyk.
Śpimy niedaleko portu lotniczego, u sympatycznych Polaków pracujących w Norwegii – Tadka i Janusza. Ten pierwszy zabiera nas następnego dnia na krótką wycieczkę po okolicy. Zwiedzamy urocze miasteczko Sandefjord, stale narzekając na zimno i wiatr, które nie opuściły nas przez cały wyjazd.
Mogłoby się wydawać, że wyjazd zaliczę do mniej udanych. Wszak do Oslo pojechaliśmy, aby odwiedzić muzeum Kon-Tiki, a to raczej nas zawiodło. Ale czy faktycznie muzeum było celem? Wbrew pozorom, nie. Było tylko pretekstem, do wyruszenia w kolejną podróż; do spędzenia kolejnych odrywających od szarej rzeczywistości dni; do przeżycia kolejnych autostopowych przygód i poznania kawałka nieznanego wcześniej, innego świata.
Tabela z portfela, czyli podsumowanie kosztów na osobę | ||
Noclegi | 0 zł | • Pierwszą noc spędzamy w pociągu, na trasie Kraków – Wrocław. • Drugą noc śpimy w akademiku u Marka – Czecha z Couchsurfingu. • Trzecią noc śpimy u Tadka i Janusza znalezionym również dzięki portalowi Couchsurfing. • W samym Oslo ciężko znaleźć kogoś z Couchsurfingu. My próbowaliśmy długo, wysłaliśmy kilkadziesiąt zapytań i wreszcie się udało. Znalezienie hosta w Oslo wymaga cierpliwości. • Oslo jest jednym z najdroższych miast świata, co przekłada się również na noclegi. Noc w najtańszym hostelu to koszt grubo powyżej stu złotych. Wielu niskokosztowych podróżników z Polski pyta o nocleg w polskiej parafii i z tego co słyszałem często się to udaje. |
Transport | 67 zł | • Pociąg z Krakowa do Wrocławia dzięki zniżkom Iwony kosztuje nas tylko 12zł na osobę. • Studencki bilet z dworca na lotnisko to koszt 1,50zł. • Za lot z Wrocławia do Oslo linią Ryanair płacimy 4zł, natomiast z Oslo do Lublina Wizzair’em – 5zł. Wtedy jeszcze takie ceny były możliwe. Obecnie Ryanair nie sprzedaje tak tanich biletów, a i Wizzair wprowadził opłatę manipulacyjną i bilety zaczynają się od 34 zł. • W Oslo kupujemy dobowy bilet komunikacji miejskiej za 44zł. • Poza tym, po Norwegii poruszamy się autostopem, z którym raczej nie ma problemu, choć trzeba stawać w takich miejscach, gdzie można się zatrzymać, bo Norwegowie nie lubią łamać przepisów. • Powrót z Lublina do Krakowa również autostopem. |
Jedzenie i picie | 21 zł | • Kanapki z trzech bochenków chleba, zrobione jeszcze w Polsce, wystarczają na cały wyjazd. Dodatkowo bierzemy kilka słodyczy, co w sumie daje ok. 42 zł na dwie osoby. • Woda, jak zwykle, z kranu. |
Bilety wstępu | 53 zł | • Odwiedzamy cztery muzea, za które przy studenckich zniżkach płacimy 53 zł. Warto zabrać międzynarodową legitymację studencką ISIC, która jest jednocześnie ubezpieczeniem. Koszt to ok. 80 zł / rok. |
Inne | 1 zł | • Zapominam z domu wydrukowanych map, przez co korzystamy z kafejki na dworcu we Wrocławiu – 1zł. |
SUMA | 142 zł | |
Dziennie (7 dni) | 47 zł |
Świetna podróż i relacja!
(poprawki trafione w 10!)
Śmieszne to, że bilet lotniczy kosztował was 9 zł w dwie strony, a bilet na metro 44 zł 🙂 Jakby Norweg leciał do Polski w takiej cenie, to by było dla niego jak 1 grosz hehe 🙂
Ta karta, o której mówisz, do odebrania w maju na komunikacje miejską to dla studentów?
Woda z kranu, kanapki z pasztetem, eh, to mi się z wakacjami kojarzy 😀
Z tego co wiem to jest to ogólnie dla turystów, żeby zwiększyć ruch turystyczny w mieście. Ale tak naprawdę to są dane z niepotwierdzonego źródła, więc nie biorę za nie odpowiedzialności 😉
Napisałem do oslańskiej informacji turystycznej i jak się okazuje jest tylko jeden dzień, kiedy ową kartę można dostać za darmo. I jest to 21 kwietnia. Wobec tego, wycofuję to co powiedziałem o całym maju 😉
czyli teraz masz informacje z pewnego źródła 🙂
zamiast pisać inż. siedzę 3h i przeorałem Twojego bloga! Nie żałuję! Pozdrawiam :))
Mateusz
Dzięki 😉
Pozdrawiam!
Właśnie dzięki Twojej podróży wygrałem zakład o flaszkę, szkoda, że nie będzie okazji jej zrobić, ponieważ się nie znamy, aczkolwiek wypiję za Twoje zdrowie. Całe towarzystwo nie wierzyło, że za podróż do Oslo w tą i z powrotem trzeba było zapłacić jedynie 9 zł. 🙂
te ceny pokazują ze ta cała demokracja zrobiła z nas nędzarzy. A Lewiatan mówi że 1600 zł to za dużo jak dla robotnika.
Byłem w Oslo 3 tygodnie temu i wtedy zwiedziłem muzeum Kon-Tiki. Mnie się podobało. Pozdrawiam z Wrocławia.
Świetny wpis! Wspaniale, że udało się spełnić marzenie; miło przeczytać tak fajną relację z wyjazdu 🙂
Polecam Oslo i jego punty widokowe ale latem , zima to najgorsza pora do zwiedzania. Jest paskudnie, brzydko, szaro i ponuro 🙂